tak w sumie to jestem ciekawa czy kiedykolwiek uda mi się dobić setnego posta na tym blogu, no i w ogóle czy będzie to jeszcze przed trzydziestką. o ile dożyję.
maj był intensywny, niesamowicie. nie mowa tu o takiej intensywności jaką lubię, czyli mienie gdzie wpakować ręce, żeby zabić myśli i wolny czas. był to okres maturalny. do wszystkich egzaminów przystąpiłam z identycznymi prawami jak każdy normalny uczeń. nie starałam się o wydłużony czas, nie pisałam ich w domu i nie miałam zezwoleń na wniesienie inhalatora. stwierdziłam, że jeśli choroba mi przeszkodzi w napisaniu ich w sposób poprawny, to chyba nie było mi dane tego zrobić. po czasie dochodzę do wniosku, że zrobiłam dobrze. dało mi to poczucie pewnej satysfakcji i bezpieczeństwa, czuję, że mogę żyć tak, jak żyją moi rówieśnicy. miejmy jeszcze tylko nadzieję w tym wszystkim, że zdałam każdy jeden egzamin, a z rozszerzeń będę zadowolona... w stopniu umiarkowanym na przykład :D ale na to muszę poczekać do końca czerwca, dopiero wtedy przekonam się jakie są wyniki i z pewnością opublikuję to na blogu, aby móc do nich wrócić za parę lat.
jak już mówiłam, a raczej, pisałam, maj był intensywny. działo się naprawdę dużo. co jest najważniejsze - rozstałam się z B. byliśmy razem trzy lata i trzy miesiące. była to decyzja do której przygotowywałam się tak naprawdę od tygodni. w naszym związku wypaliła się ta iskra, która dawała całości napęd. przestałam czuć się szczęśliwa, kochana, najważniejsza. coś się po prostu zepsuło. nie zdawałam sobie nigdy sprawy, że mogę znaleźć się w tak trudnej sytuacji. nie spodziewałam się wewnętrznego bólu i ran, jakie zadałam sobie i jemu podczas naszej ostatniej rozmowy jako pary. najciężej będzie mi sobie poradzić z faktem, że mimo wszystko go zraniłam. ale zrobiłam to w dużej mierze dla siebie, żeby przestać tłamsić się negatywnymi emocjami związanymi ze związkiem... czekałam do ostatnich egzaminów maturalnych, chociaż zjadało mnie to od środka od ich [egzaminów] początku. to, czyli problem w jakim się znalazłam i cała ta relacja, która zdecydowanie nie wyglądała jak relacja dwojga kochających się osób. wiem, że to czytasz. doskonale zdaję sobie z tego sprawę. jeśli nie w czerwcu, kiedy to publikuję, to na pewno prędzej czy później i tak to zrobisz. a nawet jeśli nie, to trudno. mam nadzieję, że mimo całej sytuacji jaka zaszła wybaczysz mi to wszystko. z resztą, już chyba zaczynasz, inaczej nie porozmawiałbyś ze mną tak szczerze jak to zrobiłeś tydzień temu, prawda? chcę Twojego szczęścia bo nadal jesteś dla mnie strasznie ważną osobą, byłeś wręcz najważniejszą przez ponad trzy lata mojego życia, a zawdzięczam Ci tyle, że nie wiem czy bym się pozbierała w tym wszystkim co się działo. wiesz po co to piszę? bo chciałabym, żeby to było definitywne i ostateczne pożegnanie z rozdziałem, jakim był ten związek. chcę, żebyś uczestniczył w moim życiu i nadal w nim był, mówiłam Ci o tym z resztą, jednakże decyzję pozostawiam Tobie. wiem, że nie będzie łatwo. śnisz mi się czasami i ciężko zapomnieć o tym, że czuję ogromne wyrzuty sumienia. z czasem chyba minie, prawda? czas leczy rany. tak mówią, rzekomo mądrzy ludzie. cholernie chcę, żebyś był szczęśliwy i mam nadzieję, że dasz sobie radę poukładać wszystko tak, jak chciałbyś żeby wyglądało w Twojej wizji przyszłości.
pamiętasz jak Ci mówiłam, że zasługujesz na szczerość, stąd ta rozmowa? cieszę się, że potraktowałeś mnie tak samo podczas drugiego spotkania. nawet jeśli usłyszałam tyle razy, że jestem skończoną egoistką. niestety, jak zwykle, muszę Ci przyznać rację. jestem, byłam i, prawdopodobnie, będę.
tyle jeszcze w tym temacie mogłabym powiedzieć, napisać. ale tak naprawdę to chyba nie chcę. ten blog zamienił się w coś, co jest przy okazji, a nie jest jedynym miejscem do zebrania myśli, jak bywało wcześniej. tym razem bliscy mnie nie zawiedli i byli przy mnie. lepiej trafić nie mogłam. mogłam z nimi porozmawiać, spotkać się i pomilczeć.
dzięki Emre :)
chciałam napisać co u mnie, ale jakoś podeszłam do tego zbyt intymnie i personalnie.
dokończę myśli innym razem, bo chyba wolę się skupić na razie na tej jednej.
jak już mówiłam, a raczej, pisałam, maj był intensywny. działo się naprawdę dużo. co jest najważniejsze - rozstałam się z B. byliśmy razem trzy lata i trzy miesiące. była to decyzja do której przygotowywałam się tak naprawdę od tygodni. w naszym związku wypaliła się ta iskra, która dawała całości napęd. przestałam czuć się szczęśliwa, kochana, najważniejsza. coś się po prostu zepsuło. nie zdawałam sobie nigdy sprawy, że mogę znaleźć się w tak trudnej sytuacji. nie spodziewałam się wewnętrznego bólu i ran, jakie zadałam sobie i jemu podczas naszej ostatniej rozmowy jako pary. najciężej będzie mi sobie poradzić z faktem, że mimo wszystko go zraniłam. ale zrobiłam to w dużej mierze dla siebie, żeby przestać tłamsić się negatywnymi emocjami związanymi ze związkiem... czekałam do ostatnich egzaminów maturalnych, chociaż zjadało mnie to od środka od ich [egzaminów] początku. to, czyli problem w jakim się znalazłam i cała ta relacja, która zdecydowanie nie wyglądała jak relacja dwojga kochających się osób. wiem, że to czytasz. doskonale zdaję sobie z tego sprawę. jeśli nie w czerwcu, kiedy to publikuję, to na pewno prędzej czy później i tak to zrobisz. a nawet jeśli nie, to trudno. mam nadzieję, że mimo całej sytuacji jaka zaszła wybaczysz mi to wszystko. z resztą, już chyba zaczynasz, inaczej nie porozmawiałbyś ze mną tak szczerze jak to zrobiłeś tydzień temu, prawda? chcę Twojego szczęścia bo nadal jesteś dla mnie strasznie ważną osobą, byłeś wręcz najważniejszą przez ponad trzy lata mojego życia, a zawdzięczam Ci tyle, że nie wiem czy bym się pozbierała w tym wszystkim co się działo. wiesz po co to piszę? bo chciałabym, żeby to było definitywne i ostateczne pożegnanie z rozdziałem, jakim był ten związek. chcę, żebyś uczestniczył w moim życiu i nadal w nim był, mówiłam Ci o tym z resztą, jednakże decyzję pozostawiam Tobie. wiem, że nie będzie łatwo. śnisz mi się czasami i ciężko zapomnieć o tym, że czuję ogromne wyrzuty sumienia. z czasem chyba minie, prawda? czas leczy rany. tak mówią, rzekomo mądrzy ludzie. cholernie chcę, żebyś był szczęśliwy i mam nadzieję, że dasz sobie radę poukładać wszystko tak, jak chciałbyś żeby wyglądało w Twojej wizji przyszłości.
pamiętasz jak Ci mówiłam, że zasługujesz na szczerość, stąd ta rozmowa? cieszę się, że potraktowałeś mnie tak samo podczas drugiego spotkania. nawet jeśli usłyszałam tyle razy, że jestem skończoną egoistką. niestety, jak zwykle, muszę Ci przyznać rację. jestem, byłam i, prawdopodobnie, będę.
tyle jeszcze w tym temacie mogłabym powiedzieć, napisać. ale tak naprawdę to chyba nie chcę. ten blog zamienił się w coś, co jest przy okazji, a nie jest jedynym miejscem do zebrania myśli, jak bywało wcześniej. tym razem bliscy mnie nie zawiedli i byli przy mnie. lepiej trafić nie mogłam. mogłam z nimi porozmawiać, spotkać się i pomilczeć.
dzięki Emre :)
chciałam napisać co u mnie, ale jakoś podeszłam do tego zbyt intymnie i personalnie.
dokończę myśli innym razem, bo chyba wolę się skupić na razie na tej jednej.
czerwcu,
bądź lepszy.