poniedziałek, 16 grudnia 2013

#038. drogi S.

nie przestanę Cię kochać i za Tobą tęsknić. bo po prostu nie dam rady. mogę jedynie zapomnieć. z czasem przypominać sobie o Tobie coraz mniej i coraz rzadziej. zapomniałam już jak pachniesz. to mnie przeraża. sądziłam, że Twojego zapachu nie zapomnę nigdy. bo zawsze będziesz przy mnie. a teraz? skrobniesz do mnie parę słów raz na jakiś czas, rozdrapujesz wtedy ledwo pojawiające się strupy na ranach mojego serca. psychiki. duszy i ciała. bo pokochałam Cię wszystkim co mogłam. najpiękniejszą, najbardziej niewinną i bezbronną miłością. całkowicie Ci się oddałam, byłam Twoja. zawdzięczam Ci najpiękniejszy okres w moim życiu. dziękuję, takich rzeczy się nie zapomina. ja.. ja po prostu myślałam, że będziesz na zawsze. że mnie nigdy nie opuścisz, tak jak obiecałeś. że będziesz mnie kochał, chociażbym zachorowała na najgorszą chorobę, czy straciła kończyny w wypadku. nawet przy śmierci będziesz przy mnie. będziesz mnie kochał. DLACZEGO NIE DOTRZYMAŁEŚ SŁOWA? dlaczego? dlaczego to było z Twojej strony takie puste, takie.. bezmyślne. nieodpowiedzialne.. wiesz, "pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś"..
a jak ze mną? nie wiem, myślałam dotąd, że sobie radzę. próbuję Cię ukryć w jakimś zakamarku mojego serca i głowy, do których nie zaglądam. ale to nie zmienia faktu, że myślę o Tobie cały czas. że tak kurewsko za Tobą tęsknię. byłeś moim całym światem. chciałam, pragnęłam zawsze, żebyś był nim po kres moich dni. dlaczego mówiłeś mi, że jestem najważniejszą kobietą w Twoim życiu? skoro mnie zostawiłeś dla B., to chyba nie byłam, prawda? nie pokusiłabym się nigdy o zdradę. nawet kiedy mi Ciebie brakowało, nie byłam zdolna wtulić się w kogoś innego tak, jak robiłam to z Tobą kiedy tylko zjawiałeś się w moim polu widzenia. po prostu nie umiałam. byłam Ci okropnie wierna. moje myśli nawet były Ci wierne, bo nie potrafiłam sobie czegoś takiego wyobrazić.
tak bardzo brakuje mi Twego ciepła. Twoich ust, smaku Twojej śliny, Twoich oczu. widziałam w nich cały świat. Twojej dłoni dotykającej mojej. Twojego szeptu do ucha. oddechu na mojej szyi. kojącego ból pocałunku mojego ciała. Twojego śmiechu.. Ciebie, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. miałeś piękny głos i równie pięknie mówiłeś, wiesz?
zabawne. tyle mieliśmy jeszcze zrobić, przeżyć wspólnie. tyle planów, tyle marzeń. chciałabym, żebyś mnie przytulił. żebym mogła sobie z Twego uścisku zabrać wszystkie te złudne poczucia miłości, troski i bezpieczeństwa. żeby na mojej twarzy zjawił się uśmiech. tylko przy Tobie czułam się naprawdę szczęśliwa.
wiem, że jesteście razem. S. i B., brzmi ładnie.. myślę codziennie, czy jesteś szczęśliwy, wiesz? bo pokochałam Cię tak mocno, że Twoje szczęście stało się dla mnie priorytetem. czy ona wywołuje na Twojej twarzy taki szczery uśmiech, jak ja.. kiedyś? czy ją kochasz? czy całujesz ją z taką samą namiętnością i oddaniem? czy Ci jej brakuje? tęsknisz za nią? już wcześniej zauważałam, że do niej pisałeś.. coś w stylu "odwracam się i nie widzę Ciebie. nie ma wokoło Twojej obecności, która tak bardzo powinna być".. obyś był szczęśliwy. bądź szczęśliwy. proszę Cię tylko o to.

nie mogę już słuchać wielu pięknych piosenek. za bardzo bolą i przypominają Ciebie. przypominają mi to, że nie mam już Ciebie. ani na wyłączność, ani w ogóle.

mimo tego, jak wielką wodę z mózgu mi zrobiłeś, jakie krwawe rany mi zadałeś - nie przestanę Cię kochać nigdy. nawet kiedy będę z kimś innym, to nigdy nie znikniesz z mojego serca.

~~~~~~~~

trochę mocno przestałam jeść..
dzięki Ci, P. utrzymujesz mnie przy życiu.

czwartek, 5 grudnia 2013

#037. please don't go, please don't go, i love you so, i love you so.

zdecydowanie sobie nie radzę. są dni, a raczej chwile, kiedy nie myślę o Nim. 
z głupią i naiwną nadzieją zerkam na telefon, myśląc, że zobaczę tam "1 nowa wiadomość od Tygrysek *w*".. jest mi źle. jest mi okropnie źle. nie mogę sobie w żaden sposób pomóc. nikt nie może. tylko On. ale On tego nie zrobi, Mu już na mnie nie zależy. a ja myślę o Nim, nie umiem przestać, bo zbyt pięknie mi z Nim było. najgorsze są wieczory i poranki. przez 465 dni codziennie życzył mi miłego dnia, dobrej nocy, etc.. a teraz? po prostu tego nie ma. nie mam z Nim żadnego kontaktu.. niby chcę dawać sobie radę, ale to mnie zabija. Jego brak. najchętniej wybaczyłabym Mu to wszystko i do Niego wróciła, ale tak się nie da...
i jeszcze wysłał mi dzień przed rozstaniem tą je*aną piosenkę. please don't go, please don't go, i love you so, i love you so. myślałam, że to jakieś przesłanie. że będzie dobrze, że do siebie wrócimy..
zabijcie mnie, bo nie chce mi się żyć. nie mam dla kogo.


wtorek, 3 grudnia 2013

#036. czar prysł

okłamywałam siebie. On nie był dla mnie wsparciem. chciałam, żeby nim był.
zdradził mnie. oszukiwał, oczernia poza plecami. nie zasługuje na mnie.
ale dlaczego ja Go tak cholernie kocham? i kurwa, nie umiem przestać.
wolałabym nawet nie wiedzieć o zdradzie, wymazać wszystko i być, dla samego faktu bycia, bo dawało mi to szczęście.
czuję się źle.
okropnie.
pocięłam się.
nie daję rady, płaczę.
potrzebuję bliskości i jakiegoś męskiego uścisku. ale to już nigdy nie będzie On.
to koniec. 
14 miesięcy.
28.09.2012r. - 1.12.2013r.