sama prowadzę się
jak chcę
gdzie chcę
Pan nie jest moim pasterzem - Maria Peszek (album: Jezus Maria Peszek)
czuję wolność,
niesłychaną,
niekomfortową,
dziwną,
niespodziewaną.
taką, jakiej się nie spodziewałam.
znowu siedzę tu, w mieszkaniu Kuby i chłopaków, w Słupsku. przy tym samym stoliku, na tym samym krześle gdzie ostatnio, patrząc na panoramę miasta ukazującą się zza okna. siedzę i nic nie robię, odpoczywam. bo było mi to cholernie potrzebne. pozwalam sobie i leżę, jak zwierzę.
napisałam maturę. ba, zdałam ją. oczywiście z wyników nie jestem zadowolona, pozwolę je sobie tutaj zamieścić na wieczną pamiątkę.
Jagoda (...) zdała egzamin maturalny i uzyskała
z przedmiotów obowiązkowych w części ustnej egzaminu:
język polski 78%
język angielski 97%
w części pisemnej egzaminu na poziomie podstawowym:
język polski 69% wynik taki sam lub niższy uzyskało 78% zdających
język angielski 96% wynik taki sam lub niższy uzyskało 84% zdających
matematyka 50% wynik taki sam lub niższy uzyskało 49% zdających
z przedmiotu dodatkowego w części pisemnej egzaminu na poziomie rozszerzonym:
język polski 48% wynik taki sam lub niższy uzyskało 45% zdających
język angielski 70% wynik taki sam lub niższy uzyskało 70% zdających
geografia 25% (WTF) wynik taki sam lub niższy uzyskało 49% zdających
złożyłam papiery na Akademię Pomorską w Słupsku. mam wrażenie, że będę tutaj zdrowsza, szczęśliwsza i spokojniejsza.
poza tym po raz pierwszy od dawien dawna czuję się panią swojego losu, tak totalnie. to moje decyzje, moja przyszłość, to co zrobię odbije się na moim ewentualnym zdrowiu i sukcesach czy porażkach. to ja decyduję za siebie, aż ciężko w to uwierzyć.
to przez tę dorosłość. wyprowadzka, studia, samodzielne życie. mam wrażenie, że trochę zderzam się z olbrzymią ścianą, która stoi gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. w końcu jak w nią przypierdolę to zaboli. ale dopóty, dopóki nie boli, będę z tego korzystać. postaram się, chciałabym.
moje zdrowie ma się całkiem okej. jestem na sterydach, utyłam. znowu patrzę w lustro i widzę spuchniętą twarz... ale to niedługo minie. nie miałam znacznej, większej infekcji od jakiegoś czasu i gdyby nie ograniczenie spowodowane z czterdziestoośmio procentowym współczynnikiem na wynikach mojej spirometrii, prawdopodobnie czułabym się jak ryba w wodzie, jak zdrowy człowiek.
muszę nabrać trochę dystansu i potrzebuję na to sporo czasu. chciałabym spojrzeć w ostatnie miesiące z radością, a nie mogę, bo były przerażające. zdecydowanie był to najcięższy okres z możliwych. jeden z wielu, bo pewnie teraz wyolbrzymiam, starając się nie dopuszczać do pamięci tych chwil, kiedy było naprawdę źle, aby nie psuć swojej aureoli radości i lekkości.
kupiłam sobie hulajnogę, na której patatajam po mieście. czuję się jak dziecko. zaraz po jej zakupie byłam w KFC i zamówiłam sobie zestaw dziecięcy, tylko dlatego, że spodobała mi się zabawka, którą dają w gratisie. jakie to piękne! dodatkowo, w te lato stawiam na poszukiwanie swojego imejdżu, takiego, z którym czułabym się radośnie, a moja dusza i serce byłyby odzwierciedlone najbardziej wiernie, jak to tylko możliwe. moje włosy były już różowe, potem się zmyły i zrobiły się niebieskie. teraz ponownie się zmywają i wyglądają turkusowo, ale na intensywny turkus muszę poczekać, żeby trochę odsapnęły. parę dni dosłownie. kolorowa dusza, kolorowe włosy, brzmi nieźle, co?
ostatnio pierwszy raz w życiu widziałam wschód słońca. z tatą i emre. było zabawnie, a widoki powalały.
we wrześniu, prawdopodobnie, o ile wszystko pójdzie po mojej myśli - wydziaram się. zrobię wreszcie upragnionego feniksa na udzie. ale wszystko rozjaśni się w sierpniu kiedy będę się zapisywać. jestem prze-radosna. dodatkowo, w tym roku pojadę na chwilę na woodstock. czaicie? marzyłam o tym latami, a marzenie ma się teraz spełnić!
poza tym, to lato to lato poznawania swoich internetowych znajomych. widziałam się z Ulą, zobaczę się z nią ponownie. poznałam Karolinę, która, notabene, mieszka w okolicach Słupska. pewnie poznam też Rafała, na woodzie. ah, no i Arka. jakież to fenomenalne uczucie! ciepełko w moim serduszku grzeje i napawa mnie uczuciem w stylu: jestem hipisem, kocham wszystkich, kocham ludzi, świat, przyrodę. jest cudnie.
no bo jest, tylko dlaczego do cholery dystansuję tę radość tak mocno? przecież powinnam się w to zagłębić, utonąć w tym jak w oceanie. chyba boję się rozczarowania...
P.S. myślę o zrobieniu sobie warkoczyków. następnie zamienię je na dredy. robię nowe tatuaże, może kolczyk też jakiś zrobię. już z resztą zrobiłam, podwójny - chciałam go od paru lat ale użytkowanie kamizelki mi zabraniało. a teraz umiem rehabilitację zrobić tak, że ostatnio spakowałam się w plecak. jadąc do Wrocławia. w plecak. aż się uśmiecham jak o tym myślę!
nikt mi nic nie zabrania. bo to ja decyduję o sobie.
nikt mi nic nie zabrania. bo to ja decyduję o sobie.