w takich chwilach, kiedy rodzice się kłócą, albo gdy tata jest do mnie wyjątkowo chamski lub agresywny, przelatuje mi przez głowę większość mojego dzieciństwa. pomiędzy kartkami z magicznymi wspomnieniami, tymi zwykłymi i gorszymi, jak na przykład szpitale, widnieje pustka. pustka, która z czasem gdy robię się starsza, zaczyna mi coraz bardziej dokuczać. pytanie tylko, czym pragnęłabym ją uzupełnić. brakowało mi za dzieciaka mojego ojca. mężczyzny, który byłby dla mnie wzorem, ideałem, moim księciem, tak jak dla większości malutkich dziewczynek, moich koleżanek. co prawda wiele ich nie miałam, ale będąc dobrym obserwatorem wychwytałam relacje międzyludzkie chociażby bawiąc się w parku w piaskownicy. nie mam ani jednego wspomnienia zabawy z moim tatą. zawsze był zbyt zmęczony po pracy, odsyłał mnie do pokoju, żebym sama się sobą zajęła i kładł się przed telewizorem. tam często zasypiał, a mi się obrywało gdy hałasowałam i go budziłam. co zabawne - konkurencja była u nas na porządku dziennym. ale nie, nie w ramach urozmaicenia czasu sportowymi igraszkami lub czymś w tym stylu. ojciec był zazdrosny o czas, jaki poświęca mi mama. będąc schorowanym dzieckiem, otrzymywałam go znacznie więcej i często dla taty już brakowało. po tylu latach zastanawia mnie jednak, dlaczego nie potrafił spędzić czasu ze mną i z mamą, tylko tak bardzo pragnął być z nią sam na sam. rozumiem, małżeństwo, intymność i tak dalej. ale przyrzekam, że sytuacji gdy zasiadł z nami do jakichś wspólnych zabaw było tyle, że mogłabym je zliczyć na palcach obu rąk.. lub nawet jednej. mam do niego również ogromny żal o to, że nigdy nie przeczytał mi książki. bajki na dobranoc, czegokolwiek. na pewno mnie kochał. tylko okazywał to.. nieprawidłowo. bardzo materialnie, często zdobywał się na gest zabrania mnie do jakiegoś wesołego miasteczka, parku linowego czy innej wariacji w weekend. kupował mi też wszelakie prezenty, zawsze dbał o to, żebym miała fajny telefon czy jakąś zabawkę, którą i tak się ze mną nie pobawił. doceniam to, nie powiem, że nie. życie nauczyło mnie doceniać sporo drobiazgów. ale po co były te drogie rzeczy, skoro najbardziej w świecie chciałam mieć w nim oparcie? najważniejsze drobne uczynki, których tak mi brakowało.
a po latach, będąc nastolatką, boję się go. nie umiem z nim rozmawiać, każda moja próba, a przynajmniej znaczna ich większość - kończy się moim płaczem albo jego wrzaskiem. pamiętam sytuację sprzed trzech lat, gdy zapragnęłam pofarbować sobie na wakacje włosy. z mamą wszystko było ustalone, ale kazała mi udać się po zgodę do ojca. poszłam więc, całkiem pewna siebie. leżał z laptopem na łóżku, a ja stanęłam w progu drzwi. kazał mi do siebie podejść, zrobiłam to. powoli cała moja pewność siebie znikała. zaczęłam opisywać sytuację, że koleżanki tak mogą i ja też bym chciała, a kiedy tylko kończyłam mówić łzy ciekły mi po policzkach. ojciec nie powiedział w tym czasie nic, nawet na mnie nie spojrzał, a ja byłam przerażona jak zbity pies. czego się bałam? nie do końca pamiętam, wiem tylko, że krzyku i złości, która była mi całkowicie niepotrzebna. za dużo na mnie krzyczał, zbyt często próbował podnieść rękę, z różnym skutkiem, żebym potrafiła go traktować teraz jako przyjaciela, za którego usilnie się podaje. również podczas robienia takich afer groził mi, że zniszczy mi życie, że będzie mi zakazywał wychodzenia gdziekolwiek i z kimkolwiek, bo najzwyczajniej w świecie na to nie zasługuje. mówił, że nie obchodzi go moja depresja, moje problemy, chciał żebym działała jak w zegarku z każdą jego zachcianką. ba! żebym potrafiła z nim rozmawiać chociażby na stopniu rodzicielskim (który zrozumiałam również z moich uważnych obserwacji znajomych mi rodzin). nie potrafi zrozumieć wielu sytuacji, dać mi wolności.. prawda jest taka, że ojciec jest strasznym cholerykiem, hipokrytą i często - jak się okazuje - agresorem. bardzo dużo spraw rozwiązuje kłótniami, krzykiem, upiera się, żeby wyszło na jego. chociaż zwykle nawet nie ma racji, nie potrafi tego zauważyć. wyzywa mnie, że nic nie robię w domu, podczas gdy sam leży z laptopem na łóżku, bo jest tak zmęczony dniem w pracy, że nie może nawet po sobie posprzątać naczyń.
napisałam kiedyś list. do.. nie wiem kogo, może do siebie? żeby zebrać w całość wszystko co czułam w danym momencie. tak mi poleciła kiedyś moja psycholog. gdy miałam ochotę na pocięcie się, sumowałam wszystkie emocje na kartce, żeby potem jej to pokazać (czego zdążyć nie zrobiłam, bo przestałam korzystać z jej pomocy). na tej kartce napisałam, że nie dogaduję się z ojcem. nie wiem jakim cudem, ale będąc kiedyś w moim pokoju znalazł ją i przeczytał. nie odzywał się do mnie potem kilka dni, bo rzekomo taki ból mu zadałam. ah, prawda podobno boli najbardziej. szkoda tylko, że poznał zaledwie jej ziarnko.
istnieje podobno taki paradoks, że kobieta, której ojciec był alkoholikiem oczywiście realnie nie chce znaleźć takiego samego męża, ale podświadomie wybór pada właśnie na podobny charakter. chociaż mój ojciec nie pije, ja podałam najprostsze porównanie. myślę czasami, że to kolejny mężczyzna, który w jakimś ułamku mnie niszczy. podświadomy wybór mojego pierwszego chłopaka padł na mojego byłego, który w sumie charakter do ojca miał całkiem podobny (+ bardzo znęcał się nade mną psychicznie i był mitomanem), mimo, że tak tego nie chciałam. oby dana mi druga szansa była w pełni wykorzystana.
marzy mi się za parę lat powiedzenie tego wszystkiemu ojcu prosto w twarz. chociaż mam wrażenie, że musiałabym go przywiązać to krzesła i zakneblować, żebym swobodnie mogła powiedzieć chociaż jedno słowo. tak, tragiczne.
napisałam kiedyś list. do.. nie wiem kogo, może do siebie? żeby zebrać w całość wszystko co czułam w danym momencie. tak mi poleciła kiedyś moja psycholog. gdy miałam ochotę na pocięcie się, sumowałam wszystkie emocje na kartce, żeby potem jej to pokazać (czego zdążyć nie zrobiłam, bo przestałam korzystać z jej pomocy). na tej kartce napisałam, że nie dogaduję się z ojcem. nie wiem jakim cudem, ale będąc kiedyś w moim pokoju znalazł ją i przeczytał. nie odzywał się do mnie potem kilka dni, bo rzekomo taki ból mu zadałam. ah, prawda podobno boli najbardziej. szkoda tylko, że poznał zaledwie jej ziarnko.
istnieje podobno taki paradoks, że kobieta, której ojciec był alkoholikiem oczywiście realnie nie chce znaleźć takiego samego męża, ale podświadomie wybór pada właśnie na podobny charakter. chociaż mój ojciec nie pije, ja podałam najprostsze porównanie. myślę czasami, że to kolejny mężczyzna, który w jakimś ułamku mnie niszczy. podświadomy wybór mojego pierwszego chłopaka padł na mojego byłego, który w sumie charakter do ojca miał całkiem podobny (+ bardzo znęcał się nade mną psychicznie i był mitomanem), mimo, że tak tego nie chciałam. oby dana mi druga szansa była w pełni wykorzystana.
marzy mi się za parę lat powiedzenie tego wszystkiemu ojcu prosto w twarz. chociaż mam wrażenie, że musiałabym go przywiązać to krzesła i zakneblować, żebym swobodnie mogła powiedzieć chociaż jedno słowo. tak, tragiczne.