poniedziałek, 11 sierpnia 2014

#058. drogi B.

w życiu człowieka różnorakie zdarzenia mają większy lub mniejszy wpływ na jego przyszłość. wydawać by się mogło, że pojedyncze uruchomienie komputera w celu pogrania w grę nie zmieniłoby w moim życiu kompletnie nic. bo to w końcu drobiazg, prawda? lecz gdybym właśnie te parę miesięcy temu nie dołączyła do jakiejś zabawnej konferencji na skejpie ze znajomymi, nie poznałabym Ciebie. zabawne, prawda? pozostaje kwestia czy to przypadek, czy może przeznaczenie. chyba to drugie. wydaje mi się, że każda żyjąca istota na tej Ziemi ma jakieś powołanie. chociaż nie zawsze jest go świadoma, to ono i tak istnieje.

lubię wieczory, spacery po ciemku i tę atmosferę, która jest ich nieodłącznym elementem. pamiętam, kiedy zabrałeś mnie na taki w pewien lutowy, chłodny dzień. wiesz, co wtedy wyszeptałeś mi do ucha? pierwszy raz usłyszałam "kocham Cię". pomijając fakt, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak głębokie i szczere było to wyznanie, Ty już wtedy wiedziałeś ile niesie za sobą obietnic, konsekwencji, radości i smutków. oczywiście, wtedy może trochę mniej dojrzale, ale czując do Ciebie to samo - zapewniłam Cię o tym w odpowiedzi. codziennie odbija mi się echem w uszach to zdanie. wypowiedziane takim samym tonem, mocą i napełnione nadzieją. 

nie wiem po co tworzę w sobie te wszystkie chwile zwątpienia. ewoluują one potem w różne iluzje, problemy, depresje czy kłótnie. chciałabym umieć sobie wytłumaczyć, dlaczego próbuję czasem na siłę odepchnąć od siebie ludzi. możliwe, że to wewnętrzna sprzeczność, która z jednej strony mi mówi, że powinnam narażać na zmartwienia związane z moją chorobą jak najmniejszą ilość osób, a z drugiej błaga mnie od środka, żebym przestała tuszować emocje i żyła swobodnie, na sto dwadzieścia procent. sam odpowiedz sobie na pytanie, która częściej wygrywa. napisałam o iluzjach, prawda? masz rację, wygenerowałam sobie coś, w co wierzę. potwora, którego karmię strachem. boję się końca. chciałabym pobyć tu z Tobą jak najdłużej. chciałabym się nie martwić, ale wszyscy dookoła zawsze mi mówili, że przez mukowiscydozę będę żyć krócej. przyjęłam to jako prawdę, a w pogorszeniach stanu zdrowia chcę być gotowa na wszystko. tylko... czy to jest właściwe podejście? przyznaję Ci rację. każdy kiedyś umiera, a objęty przeze mnie sposób myślenia jest cichym i powolnym zabójcą. nadaje się tylko do odrzucenia na bok. czego mi więc potrzeba? zaproponowałeś zaufanie. tyle, że ja Ci ufam. ten mur już pokonałam i darzę Cię największym zaufaniem na jakie mnie stać. jak przyglądam się temu z innych perspektyw, to wyobrażam sobie siebie, spadającą w otchłań. spadam, powoli spadam, w korytarze świateł, w pomruki znaczeń. spadam, jakby nie było, całego świata, jak by nie było nawet mnie. wiesz co mnie chroni? Ty. trzymam się usilnie Twojej dłoni, wymachując nogami w powietrzu. potrzebuję tylko podciągnięcia. rozumiesz tę symbolikę? dla zmienienia podejścia i uwierzenia we własne siły, medycynę i długie życie nie potrzebuję nadziei. mam jej w sobie bardzo dużo. musisz mi tylko pomóc dokopać się do jej masywnych pokładów. nie pytaj w jaki sposób, bo robisz to każdego dnia. dla efektów trzeba czasu. a żeby nie zgubić celu, przypominam go sobie codziennie. odbija mi się echem w uszach to zdanie. wypowiedziane takim samym tonem, mocą i napełnione nadzieją. nie warto, abym robiła z siebie męczennicę. jestem chora, ale zasługuję na Ciebie i na Twoją miłość. poza tym, jeśli Ty znasz konsekwencje, na które się piszesz i chcesz tylko przy mnie być i mnie kochać oraz mi pomagać, to w czym problem? tak jak większość swoich barier i tę wypadałoby pokonać. żebym zaakceptowała to, że będziesz nawet kiedy wszystko dookoła się posypie. dasz sobie radę z tym co na Ciebie upadnie, po czym samemu pomożesz mi wstać z ruiny. jesteś niesamowicie silnym mężczyzną, to dlatego czuję się przy Tobie tak bezpiecznie. wiesz jaki też jesteś? inteligentny. często przejawiasz tę cechę wtedy, kiedy z mojej strony nie ma jej ani odrobiny, czyli wtedy, kiedy jest na nią największe zapotrzebowanie. co ja bym bez Ciebie zrobiła?

- Co jeśli któregoś dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając misiową łapkę. - Co wtedy?  
- Nic wielkiego - odparł Puchatek. - Posiedzę tutaj i poczekam na Ciebie, bo jeśli się kogoś kocha, to ten ktoś nigdy nie znika, tylko siedzi i gdzieś na Ciebie czeka...

 nie upadnę w tę otchłań. obiecuję Ci, że będę trwać przy każdym możliwym ratunku, aby móc jak najdłużej być obok Ciebie. kto przecież zastąpi mnie w przytulaniu Cię, wyznawaniu Ci miłości, ocieraniu Twoich łez, moczeniu Twoich t-shirtów swoim płaczem, irytowaniu Cię wygłupami i dawaniu Tobie powodów do dumy? nikt tego nie robi w sposób tak unikatowy i niepowtarzalny jak ja, prawda? wiesz, jeszcze nigdy nie zależało mi tak bardzo na dopełnieniu danego komuś słowa jak na tym, gdy mówię Ci, że będę przy Tobie na zawsze. jak żyłam nie czułam takiej dawki motywacji i siły do spełnienia tej konkretnej obietnicy.

jestem Misiem o Bardzo Małym Rozumku i długie słowa sprawiają mi wielką trudność, dlatego w ramach podsumowania napiszę tylko dziewięć literek z dodatkiem znaku interpunkcyjnego.

kocham Cię!

1 komentarz:

  1. Hmm... na takie słowa ciężko znaleźć odpowiedni komentarz. Ale czuć, że przepełnione jest to prawdziwymi emocjami. Sam też napisałem chyba kilka takich jakby "listów".

    Trzymaj się mocno, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń