czwartek, 1 stycznia 2015

#068. czymże byłby świat, gdybyśmy się od siebie nie różnili?

nie pisałam w święta, przepraszam. nie miałam do tego głowy, chciałam wypocząć. mam nadzieję, że otrzymaliście od świętego Mikołaja atmosferę świąteczną godną filmów w telewizji, a prezenty wywarły na Waszych twarzach wielkie uśmiechy. osobiście wolę widzieć uśmiech obdarowanego, niż sama szczerzyć się do otrzymanego upominku. a Wy?
no ale do rzeczy. kochani, mamy rok 2015. znowu będzie Wam się mylić przez najbliższe tygodnie data, gdy potrzeba będzie ją zapisać. znowu każdy będzie miał masę postanowień, z których część spełznie na niczym już za parę tygodni. dla tych, którzy wytrwają - olbrzymie gratulacje! to nie lada sztuka! po ostatnim wyzwaniu jakie sobie narzuciłam, i porażce, jaką odniosłam, chciałabym Wam tylko uzmysłowić, że stawianie sobie celów z zawyżoną poprzeczką może i jest motywujące, i zadowalające, aczkolwiek gdy odnosicie porażkę możecie się trochę załamać. po co? postawmy sobie realny cel, taki, który możemy osiągnąć z pewnym wkładem siebie samego. dopiero potem, gdy uda się nam go ziścić, zawyżajmy sobie stopniowo 'poprzeczkę'. w efekcie odniesiemy identyczny sukces, bez męczenia się z porażką. czyli co, realne cele, uśmiech na buzi i do przodu? no, mam nadzieję. ja postanowień szczerze powiedziawszy nie mam. dlaczego? już tłumaczę. mój słomiany zapał, na który narzekałam już wiele, wiele razy, nie pozwala mi ziścić czegoś ot tak, nagle. chęć zmiany pojawia się w mojej głowie o dowolnej porze dnia i nocy, niezależnie od miesiąca, warunków atmosferycznych i innych pierdół. coś tam ze sobą zrobię, będzie lepiej, na pewno. kwestia tylko co to będzie. jak ktoś pyta, to nie wyjeżdżam mu z takim filozoficznym tekstem. mówię wtedy, że chciałabym ważyć pięćdziesiąt kilo, że chciałabym zapuścić ładne włosy, że chciałabym oszczędzić trochę pieniędzy, pojechać nad morze, że chciałabym to, tamto, sramto. a jak już przy duperelach jesteśmy - marzy mi się wyrobienie ładnego, kształtnego tyłka. no co, w końcu jestem kobietą :<!

zacytuję sobie siebie, z pierwszego postu ze stycznia JUŻ minionego roku.
"podobno nowy rok ma przynieść coś nowego. zmienić trochę w moim życiu, sprawić, że znowu zacznę się śmiać. no albo chociaż uśmiechać, odżyć, jakkolwiek."
tutaj przed Wami chciałabym jedynie powiedzieć, że nowy rok przyniósł wszystko to, czego chciałam. ba! nawet z nawiązką, i to jakich pokaźnych rozmiarów! jestem szczęśliwa, a ten rok był najlepszym lekarstwem, jakie mogło dostać moje zranione serduszko, głupiutka głowa i obolała, cierpiąca z samotności dusza. jestem szczęśliwa. nie będę biadolić dzięki komu, po co, czemu, dlaczego. jeśli mnie czytacie - wiecie. jeśli nie, to ważne, że wiedzą Ci, co powinni.

alealeale!
czymże byłby świat, gdybyśmy się od siebie nie różnili?
chociaż pewnie trudno mi się będzie zastosować do przestrzegania własnych słów, którymi za chwilę Was podręczę, to w głębi duszy zgadzam się z poniższym w każdym calu.
dlaczego kontakt z innymi ludźmi jest taki zdrowy? dla świadomości, mózgu, poglądów..? oczywiście, człowiek to istota stadna, potrzebuje drugiej osoby, etecera. ale przede wszystkim, egzystowanie z innymi poszerza nasz światopogląd! poznając zdanie innych na różne tematy nie tylko możemy się do-edukować, ale również wyrobić sobie zupełnie inne opinie na różne sfery życia czy sytuacje na świecie. to właśnie dlatego uwielbiam rozmawiać. uwielbiam pisać z innymi, zadawać im pytania, dowiadywać się wielu ciekawych rzeczy. pomaga mi to również poszerzyć gusta, dajmy na to muzyczne. ktoś mi coś poleci, przesłucham, może mi się spodoba, może złapię bakcyla i ściągnę całą dyskografię danego zespołu, a może nie. to zależy od osoby, z którą będę rozmawiała. podobno przeciwieństwa się przyciągają. ile w tym racji - ciężko jest mi stwierdzić, aczkolwiek każde przysłowie ma w sobie ziarenko prawdy. i tę inność drugiej osoby od nas samych trzeba akceptować, broń boże nie hejtować. tak, dokładnie do tego zdania ciężko mi się będzie podporządkować, chociaż jednak chciałabym. wobec bliźniego jestem tolerancyjna, myślę, że nawet bardzo. pojmuję wiele dziwactw, zboczeń i odstępstw od przyjętych norm. ale niestety, a może raczej stety - jestem tylko człowiekiem. wielu rzeczy nie rozumiem, dlatego ich nie lubię. albo się ich obawiam. dlatego hejtuję. a nie powinnam. nikt z nas nie powinien. bo jeśli nastoletnia (dajmy na to, randomowo) Ania słucha Justina Biebera, a ja słucham ciężkiego metalu, to nie mogę jej nienawidzić za to, że nie robi tego co ja. bo czymże byłby świat, gdybyśmy się od siebie nie różnili? gdzie pojawiały by się sposobności do poszerzania wyżej wymienianych wiele razy poglądów?
zawiść może się zdarzyć każdemu, jak mówiłam, nie jesteśmy idealni. ale w dzisiejszym świecie jest zdecydowanie za dużo nienawiści do drugiej osoby. za mało zrozumienia. okej, każdy ma swoje dziwactwa, ale po co uprzykrzać mu życie? dlaczego nie umiemy się zająć sobą samym? było takie przysłowie kiedyś - drzazgę u kogoś zauważa, a u siebie belki w oku nie widzi. chociaż wiem, że nadaje się to bardziej do tematu wad, niż gustów i upodobań, to mimo wszystko postanawiam tu o tym napisać. bo to mój blog, prawda? mogę pisać o czym tylko zechcę. dlatego powiem jak pusta kandydatka na miss: chcę pokoju na świecie! i dodam od siebie, że dobrze by było zacząć żyć z zasadą traktowania innych tak, jak sami chcielibyśmy, żeby nas traktowano.

tyle na dzisiaj.
zmęczona jestem, wybawiłam się na sylwestrze co nie miara.
a Wy?

K L I K
drogi B.
na zawsze?
najmocniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz