coraz częściej wchodząc na bloga mam wrażenie, że nie należy do mnie. powoli staje mi się obcy, ze względu na to, ile się tutaj udzielam. sama nie wiem, czy powinnam to zmienić. pisać więcej, przestać pisać w ogóle? z pewnością jest to temat, który wymaga gruntownego rozważenia.
mam dla Was trochę wiadomości. po pierwsze, udało mi się zdać prawo jazdy. za drugim razem teorię, również za drugim razem praktykę. wszystko przez to, że zjadł mnie stres. ale, co moje to moje. jestem z siebie dumna.
po drugie, zrobiłam sobie pierwszy tatuaż. wymarzony, spełnienie mojego małego marzenia.
po trzecie, w czerwcu po raz pierwszy udało mi się zostać wolontariuszką. co prawda nie wośpu, jak to mi się wstępnie marzyło. była to sprawa, mam wrażenie, trochę bliższa mojemu sercu. zbierałam pieniążki dla chorej na glejaka mózgu Marty. kochana, sześcioletnia dziewczynka, notabene mieszkanka Gniezna. mimo średniego samopoczucia i upału udało mi się chodzić z puszką przez parę godzin. dzięki temu, wraz z innymi wolontariuszami udało się uzbierać potrzebne pieniądze dla Marty. mogła odbyć się operacja w Stanach Zjednoczonych. niestety Martusia zmarła kilka dni po zabiegu. glejak w jej mózgu wzrósł trzykrotnie i uniemożliwił dalsze funkcjonowanie. nie wiem czy czyjakolwiek śmierć zostawiła w moim sercu taki żal. na mojej tablicy korkowej przy biurku wisi cały czas identyfikator wolontariusza, z uśmiechniętą dziewczynką, aniołkiem i napisem "serce-sercu" obok. mam tylko nadzieję, że teraz już nie cierpi...
po czwarte, to nie był jedyny raz, gdzie mogłam pomóc innym. włączyłam się do gnieźnieńskiego stowarzyszenia młodych ludzi, którzy organizują w mieście różne eventy. dzięki temu, zorganizowaliśmy drugą edycję muzykozy (zeszłoroczna była na mnie) - czyli trzy dni przepełnione muzycznymi koncertami. zbieraliśmy na zbudowanie nowego budynku kliniki onkologicznej dla dzieci w Poznaniu. co więcej, przez cały czas trwania festiwalu uzbieraliśmy aż 3100zł! Panie z fundacji Dzieciaki Chojraki, które zajmowały się dokumentami i dowiezieniem pieniędzy były w szoku. myślały, że Gniezno zbierze około tysiąca, nie więcej. duma mnie rozpierała przez kolejny tydzień, poważnie.
i cały czas wierzę, że dobro wraca.
po piąte, miałam fajne wakacje, które już zbliżają się ku końcowi. byłam z B. nad morzem na 10 dni, wcześniej jeszcze u jego cioci na trochę... w sierpniu oboje pracujemy, a we wrześniu jadę jeszcze do Francji. niesamowicie się cieszę, bo nigdy nie wyściubiałam nosa poza nasz kraj praktycznie... poza tym sporo imprez i spotkań ze znajomymi, a auto daje mi samodzielność. zdecydowanie to jedne z najlepszych wakacji ever :)
a po szóste, już nie tak wesoło... spirometria mi się ma kiepsko - 48%, wagę ciężko ruszyć po ostatniej infekcji. chociaż dobrze, że nie spadła jakoś drastycznie w dół - nadal mam 41kg.
co jeszcze mogę powiedzieć? jest okej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz