wtorek, 10 stycznia 2017

#081. to ja miałam bloga?

nie spodziewałam się, że kiedykolwiek odpuszczę pisanie tego bloga tak mocno, jak zrobiłam to w ostatnim czasie. ślad po mnie pojawił się w sierpniu po czym zaginął aż do... tak, mamy styczeń. nie mam nawet pojęcia jak to szybko minęło - sądziłam, że napisałam jakoś niedawno i w najbliższym czasie znowu coś stworzę. jak widać cierpię na brak jakiejkolwiek orientacji w czasie i przestrzeni.
we wrześniu zaczęłam klasę maturalną. mimo infekcji, które zaciągnęły mnie aż do szpitala, staram się jakoś przerobić materiał edukacyjny. jak wyjdzie - to się okaże. mamy wtorek, 10 stycznia, godzina 0:37. wstaję za około pięć godzin (nadal nie zdarzył się cud, który pozbawiłby mnie mukowiscydozy, trzeba się zrehabilitować). dlaczego tak wcześnie, skoro plan zajęć układam na późniejsze godziny, aby nie wstawać w takich ciemnościach? jestem w czarnej dupie trakcie pisania próbnych egzaminów maturalnych. wczoraj był język polski - podstawa i rozszerzenie. nie mogłam na krześle usiedzieć, odpadała mi ręka, wypisałam długopis robiąc interpretację porównawczą Staffa i Norwida na pięć stron a4, po czym doszłam do wniosku, że jestem debilem i nie zdam matury. ot, klasyczne problemy każdego maturzysty. za wcześniej wspomniane parę godzin czeka mnie podstawa z matmy - umrę. chciałabym trumnę pasującą do studniówkowej sukienki (możecie mnie w niej pochować, jest piękna).
a tak na poważnie, nie spodziewam się cudów i być może nawet nie będę miała 30% (oblałabym wtedy), ale do matury właściwej jakoś ogarnę. jutro angielski, też podstawa i rozszerzenie. wychodzę z założenia, że nie ma się co za wiele uczyć, bo jest to forma sprawdzenia siebie. w czwartek rozszerzenie z geografii i byle do piątku, kiedy to będę tańcować w mojej cudnej kiecce, najdroższych szpilkach jakie tylko mogłam kupić, z chłopakiem nieumiejętnie dobierającym kolor krawatu pod moją kreację (też Cię kocham, mendo), na balu maturalnym. OMG, to już?
w dodatku w marcu mam mieć DZIEWIĘTNAŚCIE LAT. ktoś się pomylił, czy coś? to moje ostatnie naście, a czuję się nadal na słit sikstin.

we ferie prawdopodobnie zrobię największą wyprawę samochodową życia - pojadę do Ulci.
aaaaa, co do prowadzenia samochodu... pierwszy mandat zaliczony! zastawiłam bramę. stówka i punkt karny. jestem beznadziejna.

nie wiem jaki jest sens w robieniu postanowień noworocznych. chcę przytyć, jak z resztą całe życie. będę się dużo uśmiechać i spełniać marzenia.

we wrześniu (albo październiku?) dokonałam życiowej inwestycji - kupiłam sobie smartfona za WŁASNE oszczędności. Xiaomi Mi5s będzie tym niezapomnianym, wspominanym z uśmiechem na ustach. nagrywa w 4K, a ja ostatnio potrzebuję kasy, bo szlag mnie trafia, że nie mogę regularnie, jak wcześniej, wpłacać pieniędzy na konto oszczędnościowe. w związku z tym, myślę o karierze jutuberki... ogłaszam to również za najśmieszniejszy tekst roku 2017!

jest 0:50, a mi trochę lepiej, że coś tu napisałam. jest to kompletny nieład i nic nie wnoszące pisanie, może trochę dla zasady, ale jednak fajnie, że to zrobiłam :D

do następnego!
Goga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz