występuje chyba w większości rodzin, czyż nie? zażarte dyskusje między młodzianem, a starszym-doświadczonym, które zwykle kończą się zewnętrznym lub wewnętrznych atakiem rozpaczy, bo rozmówca nas nie rozumie. starszy mówi, że swoje już przeżył, że przecież dobrze radzi, ale nie ma najmniejszych szans, żeby przypomniał sobie, kiedy to sam był młodziakiem i mimo 'doskonałych' rad swojego rodzica musiał popełnić dane błędy ponownie, ponownie, a może nawet i ponownie, żeby nauczyć się samemu co jest dobre, a co złe. tak już przecież jest, że 'człowiek uczy się na własnych błędach', a zatroskany opiekun stara się, żeby mógł tego uniknąć. wypadałoby sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to nadopiekuńczość rodzica, czy może raczej nieodpowiedzialność dziecka... zależnie od sytuacji oczywiście, bo nie można winy zrzucać na jedną stronę. pozostaje kwestia utopijności konfliktu pokoleń, równie rozpaczliwa co brak zrozumienia w dyskusji. nie istnieje chyba dziecko, które słucha się rodziców w 100% i samo nie próbuje niczego w życiu. nie można ślepo wierzyć w każde słowo, trzeba samemu próbować, to zrozumiałe. mało też jest normalnych rodziców, którzy nie wtrącają jakichś z życia wziętych uwag do wychowania swojej pociechy. swoją drogą, moi na pewno tacy nie są. chcieliby, żebym słuchała się każdej rady, a jakikolwiek odchyłek od powyższego traktują jako brak zdyscyplinowania. w skrócie, czego bym nie zrobiła - jestem traktowana jako niegrzeczne dziecko. najstraszniejsze jest to, że nie umieją w danym momencie sięgnąć pamięcią wstecz na tyle, żeby przypomnieć sobie jak to jest być nastolatkiem. wiecie, to jest taki wiek, kiedy wszystkiego chce się próbować. według mnie - prawidłowo - chociaż może mam niedojrzałe podejście. ale powiedzcie, kiedy indziej jak nie teraz? mamy wariować, wygłupiać się i kosztować życia po studiach, kiedy ważne będzie raczej ustatkowanie i samodzielność, być może założenie rodziny? czy może jako dorośli ludzie, z własną rodziną, dający średni przykład przyszłemu dziecku? nie, na szaleństwa jest czas teraz. taka jest cecha młodości. tak bardzo ubolewam, że ciężko jest to dostrzec rodzicom.. albo żeby chociaż próbowali trochę bardziej nas zrozumieć, byłoby miło. cóż, konflikt pokoleń był, jest i będzie. na to nic nie poradzimy. niestety.
Tak się zastanawiam czy istnieje jakiś konkretny moment w życiu człowieka kiedy ma się w sobie jednocześnie "młodość" i "starość" ... połączenie XXI-wiecznego stylu życia z XX-wiecznym doświadczeniem. Czy byłoby idealne?
OdpowiedzUsuń