poniedziałek, 17 listopada 2014

#065. autumn

czy zasiadając do pustego edytora tekstu o godzinie 22:40 w pewien niedzielny wieczór uda naskrobać mi się tutaj cokolwiek sensownego? nie wiem. ale wiem, że lubię jesień. mam na myśli taką złotą, polską. wtedy suche, kolorowe liście zdobią chodniki, ciepło ogrzewa twarze i ręce a my nie jesteśmy jakoś szczególnie zasmuceni odejściem lata. mamy czas przygotować się na zimę, która być może i czaruje swoim pięknem, niemniej jednak nie zachwyca mnie w żaden sposób swą temperaturą. cały problem pojawia się wtedy, gdy zamiast złotej, polskiej jesieni mamy ponurą, brzydką chlapę. ludzie, którzy reagują zdrowotnie na zmiany w pogodzie cierpią na złe samopoczucie, bóle głowy i różne, tym podobne. poza tym, kto się non stop weseli gdy na dworze ciemno robi się o godzinie szesnastej, a cały dzień mija w braku ukochanego słoneczka?
mam wrażenie, jakbym próbowała wytłumaczyć jakoś samą siebie. paręnaście ostatnich dni minęło mi nie za ciekawie, wieczorami często pociekły łzy... (w tym miejscu skończyłam pisać, aby móc porozmawiać ze swoim najlepszym przyjacielem, który trochę mnie naprostował. kontynuowałam pisanie następnego wieczoru). owszem, wiem, że każdy człowiek czasami się dołuje i ma do tego prawo, kwestia tylko ile można? dlatego też chciałabym temu zapobiec. mój ukochany, starający się mnie pocieszyć każdym możliwym sposobem, porównuje to do posypywania sobie solą rany. im bardziej się dołuję, tym większy sprawiam ból swojej psychice. i ma w tym sporo prawdy. poza tym, istotna kwestia, o której od długiego czasu wspominam w rozmowach z ludźmi czy we wpisach na blogu - czas najwyższy docenić się to, co się ma. pomijając fakt, że tak już ten świat został stworzony, że niektórzy mają więcej, inni mniej, to po co się dołować tym, czego nie mamy? jestem niepełnosprawna z racji na swoją chorobę. na szczęście nie jest to ograniczenie ruchowe. powinnam być chyba wdzięczna losowi, że nie przykuł mnie do końca życia do wózka. tak samo da się wytłumaczyć całą resztę problemów. 
logiczne jest, iż dla każdego człowieka dana rzecz może być problemem mniejszym lub większym. tylko kurcze... faktycznie - trzeba doceniać to, że mamy tak, a nie inaczej. bo gorzej to może być, niestety prawie zawsze. a lepiej? a lepsze jutro można sobie wypracować każdego dnia. bo mimo słynnego powiedzenia carpie diem - chwytaj dzień, żyj chwilą i nie przejmuj się resztą. człowieka niestety skonstruowano w ten sposób, że zawsze w jakimś stopniu żyje on przeszłością lub przyszłością. zadajmy sobie pytanie, czy nie warto tego zmienić? jak pisałam, na lepsze jutro pracujemy każdego dnia. chociaż może niekoniecznie zdajemy sobie z tego sprawę. myślę już na ten temat od parunastu minut i jedyne, co krąży mi po głowie to tekst piosenki z dzieciństwa. niby to rap, niby hiphop, nie będę się bawić w określanie gatunków, tym bardziej, że piosenkę wykonuje mezo, na którego wiele osób się spina i mało kto go lubi. ale do rzeczy, bo w muzyce to teksty pełnią ważną funkcję, czyż nie?

ktoś sprawił że mam chęć walczyć jak Dawid, 
i powstrzymywać bieg pędzących lawin.
to chyba ważne, że utrzymuję tą basztę
i po burzy czekam na tęczę nad miastem.
ważne gdy patrzysz z nadzieją, że ta niedziela 
nie będzie ostatnią niedzielą.
że jak sobie pościelą ludzie tak się wyśpią. 
jaką postawę przyjmą taką ujrzą przyszłość.
dla tych wszystkich pozdrowienia,
mamy sporo do zrobienia by świat pozmieniać 
przeszłość jest tatuażem – nikt jej nie zmaże.
ważne że potrafimy żyć tu razem.

mamy sporo do zrobienia, a i owszem. ale któż z nas jest supermenem? żeby zmienić świat zacznijmy najpierw od naszej psychiki i nastawienia. doceńmy to, co mamy. no, chyba, że czyimś pragnieniem jest spędzenie życia na łące i patrzenie się na pasikoniki srające tęczą. to wtedy obniżmy sobie leciutko poprzeczkę.

a Tobie B., tym razem nie zamierzam pisać, że Cię kocham, bo doskonale to wiesz, przyjacielu. 
dzisiaj powiem Ci, że dziękuję, że jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie ogarnąć, gdy przychodzi potrzeba.
dziękuję, że mnie słuchasz.
i dziękuję, że ze swoimi skrzywieniami umysłowymi nie udałeś się do psychiatry. za bardzo je kocham i sprawiają mi zbyt wielki ubaw, jak nowa zabawka dla niemowlaka.

dzisiaj płakać nie zamierzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz