piątek, 19 września 2014

#060. czujny obserwator

jakże zadziwiają mnie, codziennie spotykane przez mój baczny wzrok, ludzkie twarze na ulicach. mieszkam w niezbyt dużym mieście i zawsze byłam przekonana, że osoby postrzegane w przypadkowych sytuacjach będą pod wpływem bodźca pojawiać się w mej głowie ponownie. mówiąc tu o bodźcu, mam na myśli kolejne zetknięcie się z nimi. a tu moje zdziwienie przeogromne, gdy nie myśląc o problemach dnia codziennego spotykam na ulicy kobietę i uświadamiam sobie, że przecież nigdy jej nie widziałam. wraca z zakupami z marketu, pewnie jest stąd, miejscowa. z resztą, pierwsza stolica nie opływa w niezliczoną ilość turystów, bo najzwyczajniej w świecie nie ma tu czego podziwiać. ale chwila, wróćmy do owej pani. jaka jest jej historia? co ma zamiar zrobić w ciągu najbliższych lat, niech mi chociaż powie swoim wyrazem twarzy co ugotuje na obiad! niech to licho, po co mi ta wiedza w życiu? widzę ją pierwszy i może nawet ostatni raz, dlaczego poświęcam tyle myśli na jej osobę? jaki ma charakter? jak wspomina swoje dzieciństwo, było kolorowe? zaraz potem przechodzę do dziewczynki która idzie z tatą kilka metrów dalej. zadaję podobne, to znaczy tak samo głębokie i istotne (ironicznie oczywiście) pytania. kieruję je do mojej głowy. z automatu otrzymuję kilka odpowiedzi, oczywiście żadna z wymyślonych nie zostaje wybrana, przecież nie mogę mieć racji i poznać człowieka patrząc się na niego. na następnym zakręcie młoda dziewczyna, całkiem smutna. może dałoby się jej jakoś pomóc? słucha muzyki, ciekawi mnie przeogromnie czego konkretnie. może próbuje się nią pocieszyć, a może tylko bardziej dołuje. dlaczego nie mam na nią wpływu, mogła by się uśmiechnąć i docenić to, co ma... a może wcale nie ma tak wiele. jej sytuacja materialna może być kiepska, wszystko się może zdarzyć. obserwuję coraz to nowych ludzi i na chwilę interesuję się ich życiem. tylko.. po cóż mi to? najwygodniej jest, gdy obserwuję ich zza okularów przeciwsłonecznych, bo jeśli człowiek wyda się miły, to po co patrzeć bezczelnie?
właśnie o to mi dokładnie chodzi. oceniając sytuację materialną owej kobiety, muszę mieć się na czym oprzeć. opieram się więc na ubiorze i stylu bycia, z którego wnioskuje, że jest tak, a nie inaczej. czyli.. co robię? biorę pod uwagę swoje pierwsze wrażenie. oceniam po wyglądzie. jakże powinnam się karcić w tej chwili w tej mojej malutkiej, głupiutkiej główce! lecz co mogę zrobić, to jest bardziej kuszące ode mnie. tak samo biorę pod uwagę plotki, które ludzie rozgadują. nawet jeśli są prawdą, to jak mogę mieć czelność brania je pod uwagę przy bliższym spotkaniu? potem pojawia się we mnie taka niechęć do ludzi, a ja się dziwię, czemu z wiekiem i kolejnymi znajomościami coraz trudniej mi zaufać obcej osobie. czy kierując się uprzedzeniami (pamiętając, że żyjemy w takich, a nie innych czasach) usłyszanymi od poznanych mi już ludzi wobec obcych, mogę, a raczej winnam siebie nazwać złym człowiekiem? bo to nieprawidłowe, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz