natchnięta zadaniem, które zadała mi pani profesor od podstaw przedsiębiorczości, postanowiłam umieścić je na blogu, w formie bardziej intymnej i przerobionej. prawdziwej. otóż, o co chodziło w tym zadaniu? dostałam kartkę z narysowanym człowieczkiem na środku, od którego odchodziły różne promienie. koniec promienia oznaczał szóstkę, a jego początek jedynkę. wypisane były na nich różne rzeczy, typu "wiem, na czym mi zależy", "znam dobrze co najmniej jeden język obcy", "potrafię współpracować z innymi" i kilka podobnych. przy każdym promyczku miałam zaznaczyć pisakiem linię do cyferki, określając, na ile czuję się w czymś mocna. na te, które były najkrótsze musiałam ułożyć plan naprawczy. część wyszła mi tak dobrze, że stwierdziłam, że warto ją tu zapisać, bo blog jest jednak miejscem bliższym mi niż zeszyt przedmiotowy. a jeśli plan jest naprawdę istotny, stąd łatwiej będzie mi go przestrzegać.
nie boję się konfliktów i potrafię je rozwiązywać
rzecz, nad którą samodzielnie staram się pracować od dłuższego czasu, ponieważ bardzo mnie to w sobie irytuje. bardzo często wyolbrzymiam problemy i prowokuję się i innych do niepotrzebnych kłótni z najbliższą mi właściwie osobą - moim ukochanym.
CO ZAMIERZAM, CO JUŻ ROBIĘ:
☼ gdy tylko zauważam, że rozmowa zmierza w kierunku kłótni, mówię sobie, żebym zastanowiła się w środku, czy warto. natychmiast w mojej głowie pojawiają się wszystkie obrazy wspólnie spędzonych chwil, kiedy śmiejemy się oboje, kiedy widzę jego uśmiech, patrzę w jego oczy, w których widzę cały swój świat, myślę o naszych planach, marzeniach, ambicjach i... wyciszam się. większość złości po prostu ze mnie ulatuje. jak mogę gniewać się na kogoś, kogo kocham tak mocno? no, a gdy tylko przestaję prowokować konflikt, zwykle problematyczna sytuacja ustaje.
☼ innym, trudniejszym krokiem, jest nie dopuszczenie nawet do swojego zdenerwowania. tymi samymi metodami, z tą różnicą, że wymaga ona więcej pracy. analizy dokładniej rzecz ujmując, która wyjaśnia mi, czy tak naprawdę mam się o co złościć, wiedząc, jakie to niesie za sobą często nie-kolorowe konsekwencje.
mam bardzo słomiany zapał
mam bardzo słomiany zapał
zdarzają się u mnie sytuacje tzw. "napadów motywacji", jak pozwoliłam sobie to zgrabnie nazwać. charakteryzuje się to obraniem sobie nowego celu, do którego spełnienia namiętnie dążę przez kolejny.. no właśnie, tydzień? czasami ewentualnie dwa tygodnie? gdy przestaje układać się po mojej myśli, łatwo rezygnuję. motywacja i cel wraca do mnie po paru miesiącach ponownie, niestety z takim samym skutkiem.
PLANUJĘ:
☼ udowodnić sobie, że mam dość motywacji i samozaparcia, aby dać radę dojść do obranego sobie celu. na początek pierwszy, ważny dla mojego zdrowia, w którym próbuję trwać od jakiegoś czasu. żeby było bardziej realnie, obniżę sobie ciężką do przebrnięcia poprzeczkę, którą przyjęłam za pierwszym podejściem. mianowicie, do końca roku 2014 przytyję do 45 kilogramów. jeżeli mi się uda, udowodnię sobie jednocześnie, że stawiając realne cele - jestem w stanie je osiągnąć. czy to wystarczy? przekonam się z czasem.
chociaż jestem pewna, że moja mama wymyśliła by na mnie jeszcze multum słabości, w których powinnam się podciągnąć, to sama świadoma jestem tego, co muszę zdziałać. z ważnych założeń typu dbanie o zdrowie, łykanie wszystkich leków itp.udało mi się już wypracować postęp. dzięki czemu? dzięki motywacji. kwestia, komu ją zawdzięczam jest dosyć oczywista.
te mniej ważne, typu co muszę ogarnąć po powrocie ze szpitala (a właśnie, w poniedziałek ląduję tam na około dwa tygodnie, znowu obejrzę multum filmów, a w chwilach nudy będę pisać) siedzą mi w głowie, wystarczy, że przeniosę je do notatnika w telefonie i będę sobie o nich przypominać. no i zawezmę się do ich spełnienia. ale wiem, że to zrobię. staram się być bardziej systematyczna, eeh. pracuję nad sobą, ciekawa tylko czasami jestem, czy ktokolwiek to zauważa.
co jeszcze? pochwalę się. czekam na jutro. na koncert zespołu mojego dzieciństwa (Starego Dobrego Małżeństwa) w moim mieście.
podsumowując, niesamowicie mi dobrze. jestem kochana, kocham. jestem szczęśliwa, zdrówko mi nie dokucza. mam plany, ambicje i marzenia. czy kiedykolwiek wszystko w moim życiu układało się tak pięknie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz