czwartek, 5 czerwca 2014

#051. marzenia nadają życiu sens

bezczynnie siedząc przed białym edytorem tekstu, który widzą moje oczy zastanawiam się, co pożytecznego mogłabym zrobić. w głowie dudni mi wysoki głos śpiewający '...they go along to take your honey...', poza tym czuję głód w żołądku i jakiś dziwny ból pleców. dochodzę do wniosku, że opisywane przeze mnie czynności wyglądają trochę jak wstęp do tripa, którego zamierzam niedługo spisać, a co ważniejsze - przeżyć. niestety nie tym razem. podobno człowiek nie jest w stanie wykorzystywać nawet połowy swojego mózgu, ale podczas tworzenia swojego świata w wyobraźni mam nadzieję, iż chociaż trochę część użytkowa zwiększa swoją pojemność. pomarzmy. taki chwilowy spoczynek w nieustannej, codziennej bitwie o.. właściwie o wszystko. zabiorę was teraz do mojej głowy.
1. odkąd tylko skończyłam odpowiedni wiek, który pozwoliłby mi na świadome myślenie o własnej osobie, zdmuchując świeczki na torcie wypowiadałam jedno życzenie. nie trudno pewnie zgadnąć jakie. zdrowie, brak choroby. lubiłam sobie zawsze wyobrażać, jak to jest chodzić do szkoły, odwiedzać zainfekowane jakimiś wirusami koleżanki, z chęcią przyniesienia im zaległych lekcji w szkole. chodzić na zakupy do sklepu, nie brać tylu leków, nie mieć takich obowiązków. wszakże nie o samo moje leczenie mi chodzi, bo nie jest ono ani nigdy nie było bardzo uciążliwe. pewnie dlatego, że przez wszystkie te lata zdążyłam się już przyzwyczaić, że jest tak, a nie inaczej. przy okazji opisania swojego największego marzenia, ustosunkuję się z małą prośbą do każdego, kto to czyta. doceńcie swoje życie. swój brak ograniczeń. ideę, jakobyście mogli bez najmniejszych przeszkód wykonywać te najdrobniejsze i najzwyklejsze czynności. doceńcie ludzi, których macie wokół siebie. nie istotne, w jakich stosunkach z nimi jesteście. pomyślcie, jak samotne czuje się dorastające dziecko, które jako jedynego partnera do zabawy ma (niezaprzeczalnie) najwspanialszą rodzicielkę, która jednak niestety myśli całkowicie odmiennie i ma inne priorytety niż "co zbudować z klocków lego".
2. całkiem niedawno zapragnęłam również odbycia podróży swojego życia. oczywiście u boku mężczyzny swojego życia, który już mi coś takiego obiecał. chciałabym zobaczyć stolice większości miast Europy, przedostając się do nich niczym innym jak stopem. poznać przy okazji setki ludzi, zaznajomić się z kulturami i kuchnią obcokrajowców, po prostu najzwyczajniej w świecie horrendalnie poszerzyć swoje horyzonty. zrobić sobie fotkę pod paryską wieżą Eiffela, w kultowych, londyńskich autobusach, w brukselskiej katedrze Notre-Dame, pod jakimś zabytkiem w Atenach, na tle Madrytu nocą, albo Oslo w noc polarną, albo portu morskiego w Dublinie, rzymskim koloseum, w Berlinie, Moskwie, Mińsku, Pradze, wszędzie!
3. chciałabym legalnie i zawodowo zajmować się swoim wieloletnim już hobby - piercingiem i tatuażami. założyć własny salon, patrzeć na setki nowych tatuaży i tysiące kolczyków powstających spod mojej ręki, pomagać i doradzać ludziom z ewentualnymi problemami w tej dziedzinie. dzielić się z nimi moją wiedzą i doświadczeniem, aby modyfikacje ciała szły hen, daleko w świat!

z tych największych marzeń, do spełnienia których nie dojdzie w najbliższym czasie to by było wszystko. mam oczywiście inne pragnienia i aspiracje, typu konkretne tatuaże na ciele, spotkanie się z moją cudowną Ulicą, wyjazd na Woodstock i Jarocin, studiowanie za granicami Polski... książkę też bym kiedyś chciała napisać. może jakiś motywator, coś fantastycznego, albo romantycznego? zobaczymy, co mi ślina na język przyniesie.

"Jeśli ktoś spełnia wszystkie nasze marzenia, kolejne stają się tylko kaprysami. Najpiękniejsze są marzenia niezrealizowane, bo to one nadają życiu sens."

najbardziej to chciałabym być szczęśliwa.
no i mogłabym do końca roku ważyć jeszcze jakieś 50kg. 

Kocham Cię, B.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz