środa, 4 czerwca 2014

#050. zbyt dobrze (?)

czasami przychodzi w życiu taki moment, kiedy jest dobrze przez długi czas. co za tym idzie - nie ma na co narzekać. i chyba nigdy nie zrozumiem specyfiki wymyślania sobie problemów na siłę. czemu piszę? bo mnie to męczy. dlaczego będąc szczęśliwa i dążąc do jakiegoś spełnienia wyszukuję tworzę sobie problemy? we własnej głowie, której krańce czasami przerażają mnie do niemożliwego stopnia.
po czym się poznaje, że miłość do drugiej osoby to ta prawdziwa, silna i niczego nie oczekująca w zamian? nawet nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wyczuwam problem z mojej strony, czy może raczej tej drugiej. dochodząc do wniosku, że wina leży u mnie - jaka to wina i jak mogę uargumentować jej egzystencję? myślę, że za dużo myślę. tak, nonsens.
idąc dalej tymi myślami, jeśli problem nie jest z mojej strony, a tej drugiej - co to za problem? B. daje mi wolność. daje mi miłość. daje mi poczucie bezpieczeństwa. daje mi troskę. daje mi wolność. daje mi swobodę. daje mi radość. daje mi szczęście. daje mi nadzieję. daje mi wolność. daje mi pomoc. daje mi oparcie. daje mi siebie. daje mi motywacje. daje mi realne poczucie własnej wartości. daje mi wolność. daje mi siłę. daje mi azyl. daje mi plany na przyszłość. daje mi marzenia. ...daje mi wolność. wolność wyborów, wolność umysłową, wolność fizyczną. nie czuję się w żaden sposób ograniczona, jak działo się to od września 2012 roku do grudnia roku ubiegłego. dlaczego to uczucie jest dla mnie takie nowe? dlaczego nie umiem się do niego przyzwyczaić, kiedy powinnam się nim cieszyć? dlaczego jest dla mnie takie ważne, a cały czas mnie 'uwiera'? dlaczego musiałam zostać zniszczona tak bardzo, żeby teraz nie móc uwierzyć we własne spełnienie?
przede wszystkim nie mogę zrozumieć dlaczego ja zostałam obdarowana przez los takim poczuciem. pomijając ideę, że jest mi tak dobrze, jak nigdy nie było i nie umiem się z tym oswoić, chodzi mi raczej o sam fakt, że akurat on mnie kocha. dlaczego wybrał sobie mnie, żeby ofiarować mi tyle cnót? ja mu nie daję nic w zamian, ja tylko otrzymuję. więc jak to się porobiło, że stałam się dla niego - tak jak mówi - tak bardzo ważna, że stał się dzięki mnie radosny, pełen życia, szczęśliwy?
i w ogóle jaki ma sens takie gdybanie? 
"Zaraz powiem czemu każdy problem ma rozwiązanie 
Jeśli nie ma rozwiązania to nie ma problemu 
Nie ma problemu, trudno nie zrozumieć tego systemu"
chyba muszę trochę bardziej uwierzyć w siebie. tak bardzo, jak wierzę w niego. i uwierzyć w istnienie tej miłości, która jest tak delikatna i piękna. przecież to nie sen, przecież i w moim życiu może być pięknie. zasługuję na to?


właśnie parę dni temu dopadł mnie syndrom 'zadużomyśliszgłupiababo', a dzisiaj postanowiłam poddać go analizie, żeby zminimalizować ryzyko powrotu. pewnie pojawił się ze względu na hormony, bo jak skwitował mój przyjaciel, kiedy powiadomiłam go o burzy w moim organizmie: 'sama sobie odpowiedziałaś na pytanie'. następnie po chwili namysłu odparł:
"Pokonaj blondynkę, która siedzi w Tobie i nie daj jej zabrać sobie szczęścia".

1 komentarz: