nie myślcie, że mnie nie ma. chociaż może tutaj jestem trochę nieobecna, próbuję jakoś wykorzystać czas bez zmartwień i poukładać sobie wszystko tak, jak chcę, żeby wyglądało. próbuję się zmobilizować do codziennych obowiązków, mam spore zaległości w szkole, które wypadałoby nadrobić.. to wszystko przez ten zeszły rok pełen szpitali, odwołanych zajęć, chorób i innych bzdet. szkoda, mogło być tak pięknie. chociaż nie obawiam się szkoły tak bardzo, nie ma sensu psuć sobie nerwów na coś takiego. ja mam nerwy na zdecydowanie poważniejsze sytuacje :)
mam swojego mobilizującego Pingwina. jest nim nie kto inny, jak moja miłość <3 wam też dam jednego, żebym nie była egoistyczna:
co mnie gryzie? właściwie, to nie skłamię, jeśli odpowiem, że nic mnie teraz nie dręczy. minione trzy tygodnie były dla mnie bardzo okrutne, bo skonfiskowały mi Go w każdym możliwym stopniu. czasu brak, kontaktu brak, wszystkiego brak. chyba jeszcze nigdy nie czułam się aż tak bezradna i samotna. samotna we własnym związku, przykre, czyż nie? doceniam wsparcie, jakie znajduję często w ludziach którzy mnie otaczają. już nie chodzi o rady, po prostu, gdy przychodzą te wszystkie negatywne uczucia, a ja mam się komu najzwyczajniej w świecie wygadać. wypłakać. żeby nie robić innych głupstw.
miałam dużo czasu na myślenie, kiedy nie zajmował mi go On. a jak dobrze już się przekonałam, im więcej mam czasu na myślenie, tym gorzej na tym wychodzę. bo snuję jakieś przypuszczenia, głupie myśli, po co to wszystko? znowu zaczęłam podupadać na samopoczuciu przez ten brak Jego osoby w monotonnym planie mojego dnia. aż w końcu się nagromadziło. wybuchłam rzewnymi łzami, kłócąc się ze sobą w środku. zadzwoniłam do Niego, licząc na wyjaśnienie tej całej sytuacji, która ma miejsce ostatnio. bo przecież nie mogę porozmawiać z Nim normalnie, twarzą w twarz ;___;
po ponad godzinnej rozmowie, a raczej wysłuchiwaniu swoich monologów - doszliśmy do porozumienia. przeprosiny, obietnice. nie wiem nawet sama, jak mogłam dać jakikolwiek wyraz wątpliwości odnośnie tego, czy chcę z Nim dalej być. przecież Go kocham. poświęciliśmy oboje zbyt dużo siebie w ten związek, to nie jest coś, co można sobie od tak zakończyć. jeśli tylko mogę zapewnić Mu szczęście swoją osobą, to chcę trwać przy Nim na zawsze. jeśli będę miała wybór - Jego szczęście bądź bycie ze mną - na pewno nie postąpiłabym w tej sytuacji egoistycznie jak mam to w zwyczaju robić. dla Niego wszystko, bez dwóch zdań i chwili zawahania.
dlaczego wspominam o tej kłótni? nie wiem. to była jedna z tych najgorszych jakie nam się zdarzyły. zdaję sobie sprawę, że w każdym związku tak jest, ale jakoś chciałam wylać swoje przemyślenia i wspomnienie tutaj, na bloga. dać upust resztce nerwów.
a dzisiaj? dzisiaj udało mi się z Nim zobaczyć. czyli znowu mam dobry humor, zapał, chęć do życia i energię w sobie. bez Niego jestem jakby małą iskierką, która ledwo co się pali. a z Nim? olbrzymi ogień. w sumie, nie mówię tego w przenośni, bo moje serduszko naprawdę jest rozpalone kiedy Go widzę. zabawne, po trzynastu miesiącach nadal reaguję na Jego obecność jak na początku, tak, jakbym cały czas była zakochaną w Nim po uszy dziewczyną. ale nie jestem, ja Go kocham.
ktoś kiedyś mądry tłumacząc mi różnicę między zakochaniem, a miłością, powiedział mi, że zakochanie to uczucie, wzajemna fascynacja, chemia i sporo innych czynników tym podobnych. natomiast miłość, to w główniej mierze przywiązanie. do drugiego człowieka, do jego obecności w naszym życiu. zakochanie to czynnik, który pozwala doprowadzić do miłości. chociaż może opinii może być wiele i nie każdy zgodzi się akurat z tą. jakakolwiek nie była by to definicja, ja jestem pewna, że to miłość. bo przywiązanie na pewno jest ogromne. On jest moją drugą połówką. zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby Go nie stracić. a przede wszystkim, żeby był szczęśliwy.
dzisiejszy dzień, jak mówiłam - z Nim - tylko utwierdza mnie w przekonaniu realności tego uczucia. z resztą, każde kolejne spotkanie to robi. te wszystkie chwile, które z Nim spędzam, każda najlepsza i wyjątkowa na swój inny sposób.. te romantyczne, kiedy słucham z Nim naszej ukochanej ballady, leżąc wtulona w Jego pierś, na kocyku, pośród ogołoconego pola.. te zabawne, gdy obrzucamy się jedzeniem, śmiejemy się z każdego, najmniejszego szczegółu, który Nas otacza.. jak patrzymy się na małe dzieci z uśmiechem i powtarzaniem sobie, że kiedyś też takie będziemy mieć.. kiedy po prostu idę z Nim na spacer, trzymam Go za rękę.. albo gdy wypowiadamy jednocześnie identyczne myśli, zabawne. te wyjątkowe chwile, podczas których jesteśmy tylko dla siebie, cieple wtuleni w Nasze ciała.. każda chwila, bez wyjątku - jest dla mnie piękna. najpiękniejsza, wyjątkowa. daje mi niesamowite spełnienie. i żeby przeżyć ich jak najwięcej, jestem w stanie zrobić naprawdę dużo. nawet teraz mam łzy z radości, kiedy wspominam, jeeeeej..
będę Go miała teraz trochę więcej, bardziej dla siebie. umiem czerpać przyjemność z takich pojedynczych chwil, kiedy nie mam Go bezpośrednio przy sobie. to też pomaga w tęsknocie. nieodłącznie towarzyszącym mi uczuciu..
nie chcę więcej kłótni.
!@#$%^&*
nie chcę więcej kłótni.
!@#$%^&*
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, jeśli oboje tego chcecie to dacie radę przetrwać wszystko, każdą kłótnię czy sprzeczkę! One będą się zdarzać, bo tak naprawdę związek bez kłótni, to nie związek : ) Szczęścia, zakochańcu ; *
OdpowiedzUsuńps: dzięki za pingwina! ;D
Mnie też by się przydał taki pingwin...
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale mam łzy w oczach...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci takiego pingwina...
OdpowiedzUsuńJeśli ma się zbyt dużo czasu na myślenie to przeważnie dochodzimy do dziwnych wniosków i czasami sami jesteśmy nimi zadziwieni. Mam chyba podobnie do Ciebie - wystarczy mi jedno spotkanie z najukochańszą osobą na świecie by "depresja" zmieniła się momentalnie w "euforię" :)
OdpowiedzUsuńPS.
Co trzeba zrobić by zostać wolontariuszem SP? Zgłosić się, wypełnić formularz osobowy i odbyć jedno spotkanie wstępne. Nie trzeba spełniać żadnych warunków oprócz chęci pomocy i poświęcenia kilku godzin swojego cennego czasu :) Mogę Ci opowiedzieć konkretniej jeśli byś chciała.
Jeśli chodzi o wiek to można mieć nawet poniżej 18 lat - tylko wtedy jest się tylko "wolontariuszem wspomagającym" :) Więc wiek nie stanowi granicy. A to ile trzeba poświęcić czasu to ciężko dokładnie określić. Trzeba odbyć jedno szkolenie, które trwa 6 godzin i drugie około 2 godzin ... spotkanie z rodziną trwa mniej więcej godzinę - spotkań powiedzmy jest 4 :) A później trzeba tylko kontaktować się z "darczyńcą". Mam nadzieję, że zostaniesz wolontariuszką już za rok!
UsuńTwój chłopak jest prawdziwym szczęściarzem. Mieszkacie daleko od siebie? A posiadanie za dużo czasu jest straszną sprawą...
OdpowiedzUsuńCieszę się, lubię rozbawiać czytelników, bo wtedy chętniej wracają i nawiązują kontakt : ) no i daje mi to poczucie, że moje życie i przygody wcale nie są takie nudne i nalezy podchodzić do wszystkiego z dystansem ;D
OdpowiedzUsuńJESZCZE nie masz, ale czeka to i Ciebie haha ;D
OdpowiedzUsuńno zobaczymy! to czeka wszystkich xd zwłaszcza tych co czekają na wypłatę... dlatego ja nie pasuje do tego układu, bo nie czekam, a mam konto.. xd
OdpowiedzUsuńbo ja wszystkim się ciągle stresuje xd powinnam mieć na drugie imię "Panikara" xd
OdpowiedzUsuń