poniedziałek, 14 października 2013

#023. podła jesień

jesień zawsze wydawała mi się takim okresem czasu, kiedy wszyscy są smutni. pogoda zwykła być nijaka, nie wiadomo jak się ubrać, żeby ciepło człowiekowi było, a wszędzie dookoła dostrzegalne są zasmucone, a może nawet i zagubione twarze. popadające z jednego smutku w drugi. taki obraz przynajmniej budziła w mojej głowie jesień.
chociaż w sumie tego roku - pogoda zaskakuje. ładnie jest, czasami nawet ciepło. nie ma takiej obrzydliwej chlapy, a liście ładnie spadają z drzew. różnokolorowe, poczynając od zielonych, przez żółte i kończąc na czerwonych. każdy ma inny odcień, to jest magiczne. wiaterek delikatnie wieje, chociaż mroźny - ja już noszę rękawiczki, łapki szybko mi marzną. ale o co mi chodzi, tytułując post 'podła jesień'? bo ona wzbudza do takich przemyśleń. człowiek nie chce wyjść z domu, woli posiedzieć przed książką czy komputerem. no i myśli, bo co może innego robić? myśli, myśli. przez jego głowę przechodzą różne zagadnienia, często kończy się na tym, że zbytecznie tworzy sobie całkowicie nowe problemy, których nie ma. one swoje źródło mają właśnie w głowie. i tak oto dręczą go myśli. podłe, zupełnie jak jesień. potem dochodzi na przykład do wniosku, że czuje się nieszczęśliwy. wpada w dołek, albo robi się agresywny. a jako, że najbardziej ranimy te osoby, które kochamy najmocniej, to wszyscy dookoła obrywają. no ale ataki kumulują się na kogoś, z kim najwięcej przebywamy i się kontaktujemy. zwykle, tak jak to zaczęłam postrzegać - na aktualnego chłopaka/dziewczynę. przynajmniej w ten sposób wyjaśniam sobie tą zalewającą nasze życia falę, podczas której wszyscy z wszystkimi zrywają. przecież to jest okropne, ludzie związani ze sobą po rok, dwa lata (a jak na nastoletni wiek to taki związek jest jednak dosyć długi), aż tu nagle - BAM. ja Wam mówię, to wina jesieni. chłonie wszystko co piękne, aż po długim okresie maltretowania nas, przychodzi jeszcze jej koleżanka - zima. brr, nie lubię zimy. nie lubię jak mi marzną stópki i rączki, a zmarzluch ze mnie okropny.
chyba dopadła mnie jesienna chandra. chodzę jakaś poddenerwowana, ciężko mi czerpać radość z czegokolwiek. chcę wiosnę, te wszystkie oznaki budzenia się do życia przyrody, oh taak. agresywna też jestem, tak jak napisałam - do osób, które kocham. są nawet chwile, kiedy jest tak źle, że znowu myśli robią się czarne i głębokie jak otchłań bez dna. ale wydaje mi się, że stałam się trochę mniej egoistyczna. dostrzegam to, że nie ja jestem najważniejsza i nie tylko ja mam problemy. chociaż może wychodzi mi to na złe, bo próbując pocieszyć bliskich jakoby zabieram trochę ich smutku, mam nawet wrażenie, że gromadzi się on we mnie, kumuluje i tylko czeka, kiedy będę miała kolejny moment słabości, żeby uderzyć ze zdwojoną siłą. ale kiedy próbował już coś zdziałać, to jednak jakoś z tego wychodziłam. z chęcią sięgnięcia po żyletkę, ale obrzydliwymi, a zarazem zachwycającymi obrazami, które w jakiś sposób mnie od tego oddalały. gubię się trochę w swojej psychice, to przykre. czasami nawet boję się jutra. wszystkie moje ambicje znikają, a łzy na twarzy pojawiają się częściej niż uśmiech. ale trzeba sobie jakoś radzić, nie?
strach jest słabością każdego z nas.

1 komentarz:

  1. Też z reguły nie lubię jesieni, bo plucha, bo deszcz, bo podły i ponury nastrój. Ale w tym roku jest wyjątkowo pięknie i kiedy mogę, to staram się wyjść chociaż na godzinny spacer. Nie smuć się, zobacz, jak jest słonecznie i ciepło na zewnątrz :) Trzeba korzystać, póki można.
    Tak, najgorszy jest fakt, iż zazwyczaj ranimy tych, na których najbardziej nam zależy. Z czego to wynika?

    OdpowiedzUsuń