te emocje.. ich nadmiar naprawdę potrafi przygnieść człowieka. strach jest nieodłączną częścią życia. nawet tym najodważniejszym towarzyszy, mimo, że się wypierają. chociaż może nie przed błahostkami, jak na przykład strach przed ciemnością, pająkami czy wysokością. nie, to przecież są lęki. nie wiem jak Wy, ale ja między strachem a lękiem wyczuwam o tyle znaczącą różnicę, iż to pierwsze wydaje się być uczuciem bardziej dezaktywującym logiczne, poprawne myślenie człowieka. wspomniałam, że nawet tym najodważniejszym towarzyszy strach, prawda? znikoma jest ilość osób na świecie, którym by na czymś nie zależało. nie mówię tu o wartościach materialnych, a raczej podstawie prawidłowego funkcjonowania większości istot, jak na przykład miłość, przyjaźń czy rodzina. może i jestem panikarą. boję się na zapas. wiem, ale nie zmienię tego. coś czuję, że kiedyś czeka mnie bycie nadopiekuńczą matką dla swojego dziecka.
ten tydzień był ciężki. zarówna moja młodsza siostrzyczka wylądowała w szpitalu, z przyczyn - w chwili przyjęcia - bardzo niewiadomych. na pewno muszę zapamiętać na przyszłość, że na podstawie pisemek w internecie nie można stawiać diagnozy. to nie zapalenie opon mózgowych, a zapalenie stawów. ale sporo stresu się najadłam.
chociaż na pewno nie tyle, ile nażarłam się go dzisiaj. były łzy, była rozpacz, była bezsilność. bezsilność jest w tym wszystkim najgorsza. moje Słońce rozświetlające moją drogę życia miało wypadek, to pierwsze co usłyszałam. wpadam w płacz. na motorze. zaczynam łkać. wpadł do rowu. łkanie się nasila. jest w szpitalu. zaczyna boleć mnie każdy milimetr kwadratowy mojego ciała. przez chwilkę przelatuje przeze mnie uczucie, które muszą czuć rośliny bez wody. obumieram. usycham. cierpię. co słyszę dalej w słuchawce? nic. dopiero po pół godzinie dowiaduję się więcej. po godzinie jeszcze więcej. przestaję płakać. po dwóch godzinach, kiedy znam już większość historii i Jego obecny stan zdrowia - uspokajam się. co się stało? zrobił tak zwanego "kozła" do rowu. cały poobijany, poszarpany, nie był jakoś specjalnie w stanie się ruszyć. podobno się śmiał, ale myślę, że to z przypływu adrenaliny. chyba krwawiła Mu noga. bałam się. o Niego. to był strach. jeden z tych najgorszych. przecież ja nie mogę Go stracić! czułam poczucie winy. że nie było mnie przy Nim, że Go nie powstrzymałam, że nie mogłam Mu pomóc. być, wesprzeć.. ale przecież nic poważnego się nie stało, nie ma co rozpaczać...
ta odległość czasem mnie morduje. wbija mi nóż w plecy. a dzisiaj? na dzisiaj za dużo emocji, zdecydowanie. Kocham Cię, Skarbie!
soldier of fortune.
soldier of fortune.
to prawda, jest bardzo duża różnica między lękiem a strachem. jednak nigdy nie umiemy ich opisać, nie umiemy nazwać. to się czuje w określonej sytuacji.
OdpowiedzUsuńCholera, tych wypadków coraz więcej, ale jak tak czasem patrzę, jak wydziwiają na tych motorach, to miewam wrażenie, że to się dzieje na ich własne życzenie. Z całym szacunkiem dla Twojego Słońca życia, bo nie mówię, że on też tak robi, ale tak jakoś przy okazji mi się nasunęło. Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz, bardzo podoba mi sie Twój styl pisania =)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że nic poważnego się nie stało. Ja też mam tendencję do martwienia się na zapas, co jest nieco uciążliwe, ale nie potrafię tego zmienić. Chyba najgorsze co można zrobić to wyszukiwać chorób właśnie w internecie, gdyż przeważnie mijają się one z prawdą. Trzymam kciuki za Siostrę :)
OdpowiedzUsuń