niedziela, 27 października 2013

#029. magia dzieciństwa

nie zdawałam sobie nawet sprawy, że na blogspocie jest tyle ciekawych urozmaiceń, które można dodawać - zdjęcia, cytaty, gify, w dodatku różne czcionki i kolory, najchętniej wszystko to umieściłabym w jednym poście, ale nie warto kombinować :) od teraz powolutku, stopniowo będę coś dawać, jakoś przyjemniej się czyta i bardziej można zobrazować czytelnikowi swoje myśli, kiedy do takiego wpisu doda się obrazek, takie przynajmniej mam wrażenie. koniec biadolenia, przejdźmy do rzeczy.

i am not crazy. my reality is just different than yours.

pamiętacie może tą postać? Kot z Cheshire ze słynnej Burtonowskiej wersji Alicji w Krainie Czarów. inaczej nazywany też Kotem-Dziwakiem. trzeba Wam wiedzieć, że jestem olbrzymią fanką Tima. nie chodzi o to, że obejrzałam wszystkie jego filmy, a raczej o to, że po prostu podobają mi się najbardziej ze wszystkich. są inne, specyficzne. reżyser wyróżnia się swoimi pomysłami i wychodzi poza krąg klasycznych reżyserów filmów, pokazuje coś innego. surrealistyczny świat ze swojej głowy. lepszym przykładem jest na przykład Sok z Żuka, bo akurat Alicja w Krainie Czarów to bajka pokazywana nam już wiele, wiele lat temu. chociaż w wersji mojego ukochanego reżysera nie urzekła mnie tak mocno, jak przed laty puszczana na starym odtwarzaczu w kasecie i słuchana przed snem. ta była najbardziej magiczna, bo moja wyobraźnia, która nigdy nie odpoczywała mogła sama utworzyć sobie kolorowy świat w głowie, miałam własną wizję jak wyglądał Marcowy Zając, Szalony Kapelusznik czy chociażby wcześniej wspomniany Kot-Dziwak (przed chwilą dopuściłam się literówki i napisałam Kot-Dziwka, hahahah).
uwielbiałam w dzieciństwie oglądać bajki. przenosiły mnie w zupełnie inny świat, magiczny. pieściły moją wyobraźnię i pielęgnowały ją jak matka swoje dziecko. uczyły postępowania wobec innych ludzi, mocy miłości, przyjaźni i dobroci. po to w końcu były :) oglądałam ich mnóstwo. nie, żeby była to forma organizowania mi czasu przez moich rodziców, bo oni poświęcali mi go dość dużo - mama w szczególności. po prostu, sama z siebie lubiłam je oglądać. zawsze miałam wybujałą i pracowitą wyobraźnię, a to tylko pomagało mi kreować swój własny, piękny świat. czy byłam dziwnym dzieckiem? nie wiem, na pewno brakowało mi kontaktu z rówieśnikami. ale nie uważam, żebym poprzez wieczne marzenia w dzieciństwie wyrosła na kogoś złego, wręcz przeciwnie. nauczyłam się swego rodzaju wrażliwości, której moim rówieśnikom zajętym w tym czasie bieganiem po podwórku i obrzucaniem się kamieniami - trochę brakuje.
podobnie jak z bajkami, było i z książkami. mówię - mama poświęcała ogromną ilość czasu na moje wychowanie więc książek miałam czytane i opowiadane w dzieciństwie bardzo dużo. lubiłam szczególnie wiersze Juliana Tuwima, których sporo uczyłam się na pamięć i dumna z siebie recytowałam całej rodzinie, sepleniąc co drugie słowo, bo akurat wypadły mi przednie zęby. opowieści spisane na papierze były również miłowane przeze mnie całym sercem. w ogóle, do książek nabrałam dużego szacunku, w traktowaniu, obchodzeniu się z nimi jak i również z wartościami, które mogą nam przekazać.
dzięki mojej ogromnej i wypracowanej wyobraźni mogłam stwarzać swój wyjątkowy świat z rzeczy otaczających mnie na co dzień. pamiętam, że często w dzieciństwie jeździłam z mamą, ciociami i kuzynostwem na plażę. znajdowała się ona w pięknej okolicy, były jakieś laski, olbrzymie brzozy, łąki, polany. z moim najbliższym kuzynem, który był wtedy dla mnie najważniejszą osobą w życiu (teraz z racji braku czasu i różnicy wieku kontakt wisi na włosku, nad czym bardzo ubolewam) uwielbiałam po długich kąpielach w jeziorze wysychać na palącym słońcu na owej łączko-polance, łapać jaszczurki w gołe ręce, motyle albo zaskrońce.. pamiętam też kopanie olbrzymich dziur w piachu, głębokich na ponad metr, i tą olbrzymią satysfakcję, która malowała się na twarzach "wykopujących", kiedy udało się poczuć pod nogami wodę. dokopać się do wody, to było coś wspaniałego :)! kiedy kuzyn był zajęty, udawało mi się też spędzić czas z kuzynkami, starszymi o około osiem lat. chociaż udało to za dużo powiedziane, po prostu spędzałam czas z nimi, a one chodziły do lasku. tam rozmawiały o chłopakach, przyjaźniach czy innych nastoletnich problemach, kiedy ja w tym czasie zafascynowana byłam pięknem przyrody. pamiętam jakby to było wczoraj - wielka wierzba, z długimi gałęziami porośniętymi podłużnymi listkami, muskającymi ziemię przy delikatnym wiaterku. na niej bujałam się lepiej, niż na jakiejkolwiek innej huśtawce.

sometimes the right path is not the easiest one.

kojarzyła mi się ona właśnie ze starą Babcią Wierzbą z Pocahontas. chociaż z czasem tę bajkę znienawidziłam, Babcia Wierzba zawsze pozostanie w moim sercu. nie pamiętam, czy mojej wersji Babci znajdującej się nieopodal plaży zdradzałam swoje rozterki, pewnie nie, bo nie miałam ich wtedy za dużo. ale przyznaję z ręką na sercu, że jeśli jeździłabym tam teraz, to potraktowałabym ją jako Babcię Wierzbę od Pocahontas i wyrzuciła z siebie wszystkie żale i smutki. teraz mój blog jest dla mnie taką Wierzbą, wiecie?
ah, to przecudowne dzieciństwo..
 nie liczyły się wtedy problemy dnia codziennego, bo takowe właściwie nie istniały. taka beztroska czy po prostu ograniczona świadomość była naprawdę piękną i wartościową rzeczą. niedocenianą, bo przecież docenia się coś dopiero kiedy się to pozna i straci.


Król Lew. nie znam chyba osoby, dla której ten film nie byłby chociaż odrobinę wzruszający, cudowny i pouczający. dla mnie nie tyle przyjemna była część pierwsza - czyli przygody Simby, a część druga - losy Kovu i Kiary. właściwie to Kovu był moją pierwszą miłością. uwielbiałam jego charakter, tą tajemniczość i zgrywanie bohatera, łobuzerki ryk - był tak urzekający! a i Kiara ze swoim wiecznym buntem przeciwko Simbie chwyciła mnie za serce. chociaż nie miałam skłonności do homoseksualizmu (pojawiły się dopiero niedawno, lekkie, po wpływem alkoholu jedynie) - w niej akurat zakochana nie byłam. za to śmiało mogę stwierdzić, że pragnęłam stać się lwem i mieć z Kovem małe lwiątka. przytaknęłabym bez wahania, jeśli ktoś w ogóle wspomniał by o czymś takim pół słowem. wszystkie te sytuacje w filmie, wygnanie, walki, ratowanie życia.. jeju, mimo, że dzisiaj mam już tę parę lat więcej, to nadal przeżywam to jak za dawnych czasów. a ścieżka dźwiękowa? magiczna, dzięki niej to już w ogóle znajduję się w innym świecie. no i słynny cytat z pierwszej części - HAKUNA MATATA!
jeśli interesuje Was, kto był moją kolejną miłością, to również przyznam, że była to postać z bajki Disneya. bo właśnie te dzieła były kwintesencją dzieciństwa. któż to był? już odpowiadam.


zdecydowanie jej miano dostanie Tarzan. te historie z jego dzieciństwa były naprawdę słodkie, ale prawdziwie za serce chwyciła mnie jego postać z filmów najpóźniejszych chronologicznie. mówię mianowicie o etapie poznawania Jane.

Ja Tarzan, Ty Jane!

przyznaję bez bicia, że nie mogę wymienić niczego konkretnego, czym zaimponowała mi ta postać. odwaga, na pewno tak, ale nie było to jednak coś tak zapadającego w pamięć jak w przypadku innych bajek. mam więc świadomość, że mimo młodego wieku (bo lat miałam zaledwie kilka, ledwo od ziemi się odbiłam), to po prostu zakochałam się w jego wyglądzie. umięśniony mężczyzna w dredach, kogo to nie ruszy?! chociaż mając przy sobie teraz Mojego Lubego, nie zamieniłabym Jego sylwetki na niczyją inną. no ale co ja biedna mogłam powiedzieć te kilka lat temu, kiedy sama nie miałam za bardzo okazji widzieć gdziekolwiek wyrzeźbionego męskiego ciała? nie wińcie mnie, co ja za to mogę :<

wiem, że ważne miejsce w mojej pamięci zajmuje też moje ówczesne hobby. no dajcie spokój, chyba każda, bądź każdy z nas zbierał kiedyś karteczki! poza tym, bardzo dużo czasu spędzałam przy grach planszowych. wielką miłością darzyłam chińczyka czy monopoly, wszelakie szachy, warcaby, karty, czy grę w pamięć. nie było wtedy czegoś takiego jak nuda. uwielbiałam się bawić lalkami, czy to były barbie, czy takie mniejsze, plastikowe.. nie pamiętam jak się nazywały, cholera. Polly? jakoś tak. one były fajne, miały masę silikonowych ubranek, a całą kolekcję dało się zmieścić w walizce lub kartonie.
aż kiedyś pojawiły się komputery.. i tak powoli moja przecudowna wyobraźnia zaczęła się rozleniwiać, pracowała jedynie wtedy, kiedy wymyślałam wygląd i rozkład mieszkania nowych simsów lub opiekowałam się wirtualnymi zwierzątkami w innych grach komputerowych. ogromny mam żal do tego momentu, w którym cała magia dzieciństwa prysła. jak już pojawił się komputer, to po roku czy dwóch doszedł też internet, wtedy już zaczęło się lenistwo. potem przyszło mi dorosnąć i tak już zostało.. chociaż sentyment mam ogromny i lubię czasami wrócić do bycia dzieckiem :) a Wy?


pamiętajcie - miłość rośnie wokół Nas, wystarczy ją dostrzec i docenić :)!

11 komentarzy:

  1. Bajki są piękne, zwłaszcza, jeśli stanowią, tak jak dla Ciebie, podstawę dzieciństwa.
    A zbieranie karteczek? Do dziś mam nimi zapełnione dwa segregatory (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przemegacudownaimponująca notka! Świetnie się czytało, przeniosłam się w inny świat. Też uwielbiam Burtona. A najbardziej na świecie :
    Johnny+Helenka+Tim = idealnie <3
    Pozdrawiam :*

    taka-se-nazwa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. oglądałam wszystkie bajki! moją ulubioną jest w szczególności Tarzan; mam do niego bardzo duży sentyment z dzieciństwa. :) szkoda jedna, że pokolenie od rocznika '97 w górę już nic z tego nie pamięta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niektóre takie wyjątki się znajdzie. :) ale ogólnie jest coraz gorzej.

      Usuń
  4. Pokazałaś wszystkie najpiękniejsze bajki mojego dzieciństwa. Teraz już nie ma takich, robią je zbyt nowoczesnymi i nawet jeśli podobają mi się i śmieszą mnie, to nigdy nie dorównają takiej jak na przykład Król Lew, przy której płaczę za każdym razem, nawet mając już te 20 lat. Te bajki uczyły, były piękne : ) I nadal są, tak naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten wykład był gorzej niż idiotyczny. Pierwszy bardzo mi się podobał, śmiałam się do łez, a na tym miałam ochotę wyjść, nigdy nie wracając.

    Męczy mnie bardzo ta sytuacja. Nie wiem co powinnam zrobić, co powiedzieć. Nie wiem co będzie lepsze. Próbować czy odpuścić. Tak wiele z nim przeżyłam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, nie powiem tak. Naprawdę łączy mnie z nim tak wiele, że zaprzeczanie byłoby kłamstwem. Po prostu nie wiem jak mam się za to zabrać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojejku, uwielbiam bajki Disney'a, w ogóle lubię oglądać bajki, uważam, że wiek nie ma tu żadnego znaczenia. Tak jak napisała noelle, kiedyś filmy animowane miały dużo większą wartość niż te dzisiejsze. Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie takiej miłości chciałam zaznać w dorosłości.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz, ja nadal mam sentyment do bajek z mojego dzieciństwa, czyli Franklin, Tabaluga, Tarzan, Sisi i Franc, Scooby Doo...

    OdpowiedzUsuń