niedziela, 20 października 2013

#026. obłęd dookoła

popijam, biorę duży łyk wody. potem kolejny. zwilżam suche wargi. mija dziesięć minut. odpisuję coś na komputerze, oglądam jakieś głupawe obrazki w internecie z nadzieją, że poprawię sobie jakoś samopoczucie i humor, który właściwie nie jest zły. jestem pełna energii. odwiedzam kolejne strony. znowu klikam w fejsa, chcę odpisać. monitor się ode mnie odsuwa. a ja cały czas jestem w tej samej odległości. mrugam szybko oczami. rozmazany obraz, wyostrza się po paru sekundach. czarna oprawa ekranu nagle zaczyna ubierać się w żółte, malutkie plamki. po paru sekundach, jedna z nich zmienia swój kolor na różowy. znowu próbuję coś napisać na klawiaturze, ale nie dostrzegam tego co pojawia się na ekranie. w butelce obok mnie 'strzelił' plastik. podskakuję ze strachu, po czym się śmieje. przybliżam się do ekranu, skrobię, to co chciałam. plamki, plamki.. czekam chwilę na odpowiedź, patrząc się uważnie w laleczkę voodoo na tablicy korkowej. lubię czasami wbijać w nią igły, wyżywać się. ale nie teraz. ukradkiem zerkam na ekran, na godzinę. dochodzi trzecia. późno się robi. moją uwagę przykuwa niezrozumiały szept trwający kilka sekund. wydobywał się.. ze ściany? z lampki? z biurka? nie wiem. wstaję i ścielę łóżko. koc, prześcieradło, poduszki, kołdra. czuję lekkość. mój nastrój jest wspaniały. mam lodowate nogi. siadam ponownie do biurka. nie dostaję odpowiedzi na wcześniej wysłaną wiadomość. zimno mi w dłonie. ogrzewam je chuchając ciepłym powietrzem z ust. ale to nic nie daje. stopy się rozgrzewają, ale tylko delikatnie. nadal mi zimno. łydki zaczynają mnie przyjemnie piec. porównywalnie do siedzenia przy ognisku, bardzo blisko płomieni. po paru minutach rozgrzewają się i stopy. pieczenie pojawia się również na żebrach. swędzi, drapię się. mija. wstaję, przebieram się w luźne ubrania. czuję chłód na całej swojej powierzchni. podchodzę do komputera, wyłączam go, po czym wchodzę do lodowatego śpiwora. ciepło mojego ciała szybko sprawia, że również i on się nagrzewa. oglądam telewizję przez kilka minut. nagle ogarnia mnie niesamowite zmęczenie. sucho w ustach, znowu popijam wodę. stawiam szklankę na półce obok łóżka, żeby nie musieć wstawać. poprawiam poduszkę, gaszę lampkę nocną i zwijam się w embrion. patrzę kilka sekund w ciemność, po czym zamykam oczy. przerażające, obraz pojawia się za szybko. to nie sen, jakby.. wizja? albo teleportacja? momentalnie stoję na środku lasu. drzewa dookoła, za nimi tylko ciemność. czuję lęk. coś się rusza za moimi plecami. serce zaczyna mi mocniej bić, chcę to przerwać. boję się. otwieram oczy najszybciej jak tylko mogę. leżę w łóżku, w swoim pokoju, przecież nic się nie dzieje. zmieniam pozycję. okropnie się wiercę. 'za dużo tej wody' - myślę, po czym wybieram się do toalety. przemierzam te trzy metry ze spuszczoną głową, patrzę się na swoje stopy. chybotam się na boki. delikatnie, ale zauważalnie. wchodzę do łazienki, przynoszę ulgę swojemu pęcherzowi, myję dłonie i wracam do łóżka. chybocę się trochę bardziej. wchodzę w śpiwór, patrzę na zegarek - położyłam się ponad czterdzieści minut temu. znowu się wiercę, w poszukiwaniu dogodnej pozycji do zaśnięcia. w końcu kładę się na brzuchu, z głową wciśniętą w poduszkę. muszę wyglądać żałośnie. nie zamykam jeszcze oczu, wznoszę nogi w powietrzu. o dziwo, nie mam czucia w lewej. jest bardzo ciężka, trudno ją podnieść. dotykam stopy, wszystko czuję. przestaję się ruszać, znowu układam się w embrion. zamykam oczy, nie widzę nic przerażającego. co chwilę zmieniam pozycję ze względu na dyskomfort w lewej nodze. otwieram oczy, wstaję, poprawiam śpiwór. coś mi brzęczy w prawym uchu. mam wrażenie, że dostrzegłam coś w ciemnym przedpokoju. coś, co bardzo szybko się poruszyło. na tyle, że nie wiem co to było. jakby mi 'mignęło' przed drzwiami. nie tyle, co coś zauważyłam, a raczej wyczułam obecność. wracam do mojego niewygodnego łóżka. chowam głowę razem z resztą ciała w śpiwór. pościel zawsze w dzieciństwie dawała nam poczucie bezpieczeństwa przed potworami kryjącymi się w zakamarkach, więc wmawiam sobie w głowie to samo. zamykam oczy. kolejny obraz. nie jestem bohaterem, a świadkiem. widzę męską rękę, trzymającą nóż. dużo krwi. kobietę, której twarz zasłaniają brązowe włosy. próbuje się bronić. okrucieństwo, bardzo dużo okrucieństwa. mówi coś w innym języku, a raczej syczy, bądź mówi przez zęby. otwieram oczy. znowu zmieniam pozycję, a noga zaczyna mi dokuczać. wychylam się ze śpiwora. ciemność. oczy jeszcze się nie przyzwyczajają. dotykam zdrętwiałą nogę, po czym zadaję sobie delikatny cios w łydkę. miałam wrażenie, że włożyłam w to więcej siły, niż odczułam. próbuję się położyć, ale mam takie zawroty w głowie, że nią trafiam gdzieś w pościel, zamiast w poduchę. zabawne. znowu wstaję, chybotając swoim tułowiem. ręką dotykam ściany, próbuję wycelować w tę nieszczęsną poduszkę. udało się. nie dokładnie tak, jak chciałam, ale mam miękko pod głową. zamykam oczy. znowu las. tylko tym razem oprócz ciemności czuję mgłę, wyczuwam jak moja skóra wchłania wilgoć w powietrza. nie podoba mi się to, otwieram oczy. czuję siłę, świadomość, że panuję nad obrazami w mojej głowie, nie tak, jak bywa ze snami. nie wiem po co znowu wstałam, w każdym razie chybotałam się niewyobrażalnie, wszystko co widziałam w ciemności, było rozmazane. trafiam głową w poduszkę, ale mi niedobrze. pobolewa mnie brzuch, a mimo pozycji leżącej nadal kręci mi się w głowie. czuję dyskomfort, nie mogę się ułożyć żeby zasnąć. mam wrażenie, że męczę się już z tym zasypianiem kilka godzin. nigdy nie kręciło mi się w głowie na leżąco, nigdy. przekręcam się, spadam z łóżka. moje plecy, jaki ból.. wstaję z podłogi, celuję głową w poduszkę. mdli mnie. noga przestaję na chwilę dokuczać, ale uczucie otępienia wraca po kilkunastu sekundach. nie pamiętam, czy potem zasnęłam, czy jeszcze się budziłam, nie jestem w stanie określić. wiem, że tak okropnego zasypiania nie miałam nigdy. trochę bałam się własnej głowy, tego co się stanie za chwilę..
rano obudził mnie zamek w drzwiach, ale zasnęłam gdy tylko ucichł. wstałam o godzinie dziesiątej. brzuch mnie bolał do południa, przez kilka godzin po wstaniu kręciło mi się lekko w głowie. około siedemnastej, po dwugodzinnej drzemce poczułam się normalnie. dziwne przeżycie.

pierwszy trip.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy blog. Mam wrażenie jakbyś doskonale dobierała słowa na temat tego co chcesz napisać. Możesz być pewna, iż będę tutaj zaglądała. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. W sobotę mam kolejny wykład z psychologii, więc doniosę kilka ciekawych kawałków zapewne : ) Przynajmniej się nie nudzimy! ;D

    OdpowiedzUsuń