piątek, 6 września 2013

#013. zazdrość

jakoś zawsze, odkąd już małym glutem byłam, to przemawiała we mnie zazdrość. o lalkę koleżanki, o gry, o zabawki. właściwie to było to chyba normalne zachowanie, mama tłumaczyła mi, że tak nie wolno, że to nie ładnie, przy czym z płomienia zazdrości w sercu, zostawał ledwo tlący się ogarek. i z czasem to już tak było, że po prostu była to zwykła chęć posiadania czegoś, nic więcej. ale jakoś od roku (ciekawe dlaczego!) znowu to uczucie przybrało we mnie mocy. już nie na tle materialnym, teraz zazdrosna jestem o jedną osobę. wszystko to zostaje we mnie, a jest to strasznie negatywne uczucie, z którym średnio sobie radzę.
bo to taka zazdrość w miłości, jej obiektem jest nie kto inny, jak On. 
i tu nie chodzi mi tylko o dziewczyny, które w okół Niego latają, ale chwilowo na tym się skupię. owszem, na Jego urodę stety-niestety nie można narzekać, jest niesamowita i interesująca, więc albo się Go uwielbia, albo nienawidzi. nienawidzi oczywiście z zawiści. no i więcej jest tych, co raczej Go uwielbiają. nie tylko czynniki zewnętrzne mają na to wpływ, On ma po prostu cudowny charakter i zainteresowania.
w ogóle, teraz w XII wieku to raczej codziennością jest wśród młodzieży przytulanie się, całowanie na dzień dobry, na do widzenia, czy na przykład komentarze do znajomych i przyjaciół w rodzaju "masz gdzie spać?", "brałabym/brałbym!". u mnie raczej codzienność to nie jest, z moich ust padają podobne, lecz bardziej osobliwe i delikatne komentarze tylko do osób, przeważnie płci męskiej, na których mi zależy. czyli KURCZE do Niego. a dostaję szewskiej pasji, jeśli jestem świadkiem czegoś takiego od Jego koleżanek :< wiem, mam problem. Swego czasu nawet i On pomagał mi się z Nim uporać. po części dał radę, tymi Swoimi drastycznymi metodami. bo kiedyś mój problem był szerszy, zazdrość skupiała się również na Jego znajomych, z którymi spędza czas. tylko ze względu na to, że mieszkamy od Siebie daleko. oni mają Go częściej niż ja, i to właśnie tego im zazdrościłam - Jego obecności przy nich. o której ja, w takiej ilości, marzę. ale nie chcę nawet do tego wracać, bo ciężko mi było pozbyć się tego dziwactwa. 
otaczające Go dziewczyny odbieram jako swego rodzaju konkurencję, bo spójrzmy prawdzie w oczy, po doświadczeniach minionego czasu mogę śmiało powiedzieć, że przyjaźń damsko-męska to bardzo ciężka dziedzina, bo w większości przypadków tak jest, że któreś prędzej czy później po prostu się zakocha. nie skreślam tutaj oczywiście każdej z takich przyjaźni, bo wiem, że czasami są i mają się dobrze, ale nie była to na pewno żadna moja relacja.
no i jak tak by się nad tym dogłębniej zastanowić, to moje uczucie jest chore. jakaś tam zazdrość zawsze występuje, ale ta moja jest chyba zbyt duża. chyba na pewno. muszę się z nią jakoś uporać, oby nie zaczęła mi się wymykać spod kontroli. kiedyś przeczytałam nawet, że zazdrość w związkach jest potrzebna i niezbędna. nadal nie rozumiem, co autor tych słów miał na myśli, może to uczucie doda jakiejś pikanterii, albo zwróci większą uwagę na partnera. ale relacje damsko-męskie na wyższym szczeblu z reguły oczekują ciągłego zwracania uwagi i interesowania się drugą połówką. brak tak naturalnego odruchu jest raczej spotykany u starych małżeństw, które zajmują się wychowywaniem swoich wnuków, niczym innym. nie wiem, wiem jedynie, że zazdrość to skończona świnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz