czwartek, 12 września 2013

#016. co mam robić dalej?

nowe postanowienia na powrót do domu, który coraz to mocniej odsuwa się w czasie. tak, to się nazywa mieć szczęście. bo biednemu zawsze wiatr w oczy, czyż nie? no ale nie ma sensu myśleć o tym, bo znowu zaczną się smęty z mojej strony. przykro mi tylko, że tyle szkoły opuszczę. tak właściwie, to nie wiem, czy już gdzieś to wcześniej pisałam, ale jestem w trzeciej klasie szkoły gimnazjalnej, popularniej nazywanej gimbazą. czekają mnie za kilka miesięcy testy. ale to nie jest najgorsze. czeka mnie wybór kolejnej szkoły, tej ponadgimnazjalnej. mam tyle perspektyw, a nie wiem co wybrać.
mianowicie liceum czy technikum? i o jakim profilu?
liceum, klasa medioznawcza - trzy lata ciężkiej nauki, po których zdałabym maturę i poszła na studia. jasne, tylko pozostaje kwestia jakie? dobrym zawodem byłoby dla mnie stanowisko tłumacza, tym bardziej, że lubię języki, jest to coś, co mnie interesuje. I TYLE. nic więcej. nie czuję do tego jakiejś wielkiej pasji. ale po filologii angielskiej nic innego nie mogłabym robić, bo nauczycielką zostać nie chcę. mogę tłumaczyć książki albo zostać tłumaczem przysięgłym, czyli fucha dobrze płatna i całkiem wygodna. ot co. ale muszę sobie zadać pytanie, czy to jest faktycznie to, co chciałabym robić? moim marzeniem od dziecka było pisanie książek czy zostanie dziennikarką. to się dopiero nazywa przygoda, ciągle moja wyobraźnia była by w ruchu, oczywiście, jeśli wybrałabym to pierwsze. przy tym drugim pozostaje raczej przykładanie się i rzetelność, bo na pewno nie chciałabym pisać w kolorowych pisemkach o kolejnym facecie Madonny, który całkiem niedawno odebrał swój dowód osobisty z racji ukończenia pełnoletności, lub o kolejnych ciążach i dzieciach polskich gwiazd. o nie, co to to to nie. czyli co, studia dziennikarskie? hmm.. ciekawie. ale czy nasz kraj, w którym panuje ciągłe bezrobocie będzie w stanie zapewnić kobiecie z wyższym wykształceniem jakąkolwiek pracę? owszem, w McDonaldzie za ladą (i to jeszcze jak mi szczęście dopisze!).
technikum, organizacja reklamy - technikum, jak każdy wie, trwa rok dłużej. ludzie nie przykładają tam się do nauki tak mocno, jak w liceum. znaczy, nauczyciele. bo przykładać do nauki to ja się mogę sama dla siebie indywidualnie, co jedynie pomogło by mi zdać maturę z zadowalającym wynikiem po ukończeniu tych czterech lat wypełnionych praktykami, nauką i jeszcze raz praktykami. bo spójrzmy prawdzie w oczy (ostatnio jak z kimś rozmawiałam to walnęłam taką uroczą gafę, że powiedziałam "spójrzmy prawdzie w twarz", dafuq?) - technikum głównie skupia się na tym, by jego absolwenci byli gotowi do wykonywania zawodu. więc przy ostatniej klasie, oprócz stresu związanego z maturą dochodzi również ten związany z egzaminem zawodowym, który trzeba zrobić na co najmniej 75%, ażeby to móc szczycić się wśród znajomych, że teraz to jest się technikiem organizacji reklamy, można się bawić kurcze. jak to jest napisane na stronie ekonomika, do którego wybranie się rozważam - "absolwent technika organizacji reklamy posiada umiejętności z zakresu podstawy rysunku, kompozycji, malarstwa oraz fotografii, posiada wiedzę na temat historii sztuki, różnych dziedzin sztuki i środków przekazu artystycznego". cóż, brzmi ciekawie, czyż nie? mój plan lekcyjny byłby wypełniony znacznie ciekawszymi przedmiotami, niż matematyka czy geografia. i tutaj właśnie coraz łatwiej dostrzec mój dylemat. na pewno po skończeniu technikum wybrałabym się na studia, jedne z wyżej wymienionych, a gdybym nie mogła po nich znaleźć roboty, to po prostu pracowałabym jako technik organizacji reklamy.
równie dobrze mogę iść do liceum na jakiś profil biol-chem, na którym całkowicie sobie nie poradzę, bo z własnych-(czy-też-nie)-chęci mój umysł jest organizmem myślącym filozoficznie i humanistycznie. humanizm i nauki ścisłe jakoś niestety od siebie odbiegają. potem studia mogłyby byś jakieś nie wiem, przerażająco ścisłe. i z nadzieją, że je zdam oraz z nadzieją (nadzieja matką głupich, zawsze to sobie powtarzam!), że znajdę pracę w swoim fachu, zarabiałabym więcej niż jako przeciętna dziennikarka, natomiast byłabym nieszczęśliwa, a w końcu z tego braku szczęścia utyłabym obrzydliwie (co akurat by mi się przydało), zrobiła się fioletowa (to już niekoniecznie), zaczęła wyglądać jak Buka i została postrachem małych dzieci :c
wiem, że szkoła ponadgimnazjalna nadal nie decyduje o tym, kim zostanę w przyszłości. same studia również nie zawsze o tym decydują. ja bym po prostu chciała wykonywać pracę, która da mi radość i zarobek. mam ciężki orzech do zgryzienia, tak czuję. na szczęście nadal pozostaje mi na podjęcie decyzji kilka miesięcy.

przyszłość mnie przeraża. z jednej strony, chciałabym już być dorosła, samodzielna, mieszkać sama i samemu radzić sobie z codziennymi problemami.. ale z drugiej strony...? ciężko mi będzie coś takiego udźwignąć, z moją chorobą jako dodatkiem kilkunasto-kilogramowym.
na szczęście On ma mięśnie i siłę, to mi pomoże. Mój Rycerz <3

lalala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz